wtorek, 4 czerwca 2013

Od Sebastiana- C.D. Shayery

Odczekałem chwilę po tym jak wyszła zanim znów załadowałem broń i ponownie ustawiłem się na swoim miejscu.
Po wystrzeleniu kilku serii, nadal poirytowany postanowiłem wrócić do pokoju.
Przez chwilę, gdy byłem jeszcze na korytarzu piątego piętra zastanawiałem się, czy nie zajrzeć do Shayery. szybko jednak odrzuciłem ten pomysł. Skoro chce mieć czas do zastanowienia się nad wszystkim- pomyślałem- to go dostanie.
Otworzyłem drzwi do swojego pokoju. Już w progu powitał mnie Laszlo.
-Witaj piesku-powiedziałem głaszcząc psa po czarnej sierści.-Chociaż ty się nade mną zlituj i nie przysparzaj mi kłopotów.
Laszlo jakby rozumiejąc i biorąc sobie do serca moje słowa spoważniał i zostawił mnie w spokoju.
Westchnąłem i rzuciłem się na łóżko. Mimo kłębiących się myśli i niepokoju szybko zasnąłem.


~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~

Obudziłem się czując na twarzy coś wilgotnego i śliskiego. Dobrych parę chwil zajęło mi rozeznanie się w sytuacji.
-Laszlo- krzyknąłem siadając gwałtownie.
Czarne, kudłate zwierzę opierało się przednimi łapami o brzeg łóżka. Z wywieszonym jęzorem merdało radośnie puszystym ogonem.
Z lekkim obrzydzeniem starłem z twarzy ślinę psa.
-Wredny kundel- mruknąłem przeciągając się.
Spojrzałem na budzik stojącym na szafce nocnej. Omal nie spadłem z łóżka, gdy zobaczyłem wyświetlające się na szarym ekranie cyferki.
Była jedenasta trzydzieści pięć.
-No..Trochę sobie pospałem...
Wstałem z łóżka. w lustrze mignęła mi moja osoba: pogniecione ubrania i zmęczony wygląd. W sumie nie dobiegało to za bardzo od stanu mojego umysłu.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po szybkim prysznicu wyszedłem z pokoju. Miałem zamiar pojechać od razu do bufetu i coś przegryźć, ale, tak jak i wczoraj, moje plany runęły w gruzach.
Skręciłem w lewo od swojego pokoju i mijając kilka drzwi wreszcie zatrzymałem się przed jednym z pokoi.
Zapukałem lekko. Po kilku sekundach ciszy ponowiłem pukanie- tym razem o wiele głośniej.
-Shayera! Otwórz!- zawołałem do zamkniętych drzwi.-Chcę pogadać! Słyszysz?!
Zirytowany brakiem odpowiedzi chciałem zawrócić, ale tknięty nagłym niepokojem pchnąłem lekko drzwi. Ustąpiły bez oporu.
Przestąpiłem przez próg i rozejrzałem się po pokoju. Wyglądał tak jak i mój- podobne meble, wyposażenie. Mój wzrok przykuło lustro- było pęknięte, a między rysami dostrzegałem rdzaw ślady. Podszedłem tam i przy bliższym przyjrzeniu się plamom mój niepokój wzrósł- to była krew.
Gorączkowo rozejrzałem się po pokoju szukając wszelkich śladów czegoś niepokojącego. Nie znalazłem niczego. Oprócz kartki leżącej na łóżku.
Podniosłem kawałek papieru i rozłożyłem go ze z niecierpliwieniem. Z pośpiechu rozerwałem go na środku.
Przebiegłem treść wiadomości kilkakrotnie nie chcąc dopuścić do siebie jego znaczenia.
-Shayero, pożałujesz tego...- mruknąłem gniotąc list w dłoni.
Zacząłem się zastanawiać dokąd mogła pójść, ale po dłuższej chwili uświadomiłem sobie, ze samemu trudno było by  mi ja odnaleźć. Mógłbym zawiadomić agentów, ale...Nie ta możliwość odpada- pomyślałem. Ale inni Paranormalni mogli by pomóc- przemknęło.
Wybiegłem z pokoju Shayery. Dobiegłem do innych drzwi.
-Kto tam!- dobiegł mnie poirytowany głos gdy zacząłem dobijać się do pokoju.
-To ja. Musisz mi pomóc!- odkrzyknąłem.
-Chwila!
Po kilku minutach drzwi wreszcie się otworzyły. stanęła w nich ubrana w jeansy i granatowy podkoszulek czarnowłosa dziewczyna. Opara się o framugę i spojrzała na mnie z wyrzutem.
-O co chodzi? Módl się, aby było to coś ważnego, bo własnie próbuje odespać nocna misje- powiedziała tłumiąc ziewniecie.- Nie wiesz jak to jest, bo jeszcze nie zdążyłeś się przekonać, ale...
-Samanto- urwałem jej w pół zdania.- Shayera zniknęła.
-Pewnie poszła się przejść. Nie znam jej dobrze, ale z tego co wiem nie lubi siedzieć w jednym miejscu- stwierdziła ze wzruszeniem ramion. 
-Nie. Ona odeszła. Ode...Z Tarczy. 
Przyjrzała mi się uważnie. 
-Nie żartujesz?
-A czy wyglądam jakby mi się zbierało na żarty?- warknąłem.
-Nie, zdecydowanie nie- mruknęła.- ale nie musisz się na mnie wściekać. Uspokój się- nakazała. Na raz poczułem ogarniający mnie spokój...
 -Przestań.-Odskoczyłem od niej.- Nie używaj na mnie swoich mocy.
-Dobra, chciałam jedynie pomóc- odparła.-Zdenerwowanie niewiele ci pomorze.
-Przepraszam, ale po prostu jestem...
-Zdenerwowany?- spytała z kpiącym uśmiechem.
-Tak, zdenerwowany- westchnąłem teraz również poirytowany.- Możemy wrócić do zniknięcia Shayery?
-Jasne. Zawiadomiłeś agentów?
-Nie. I nawet mi tego nie proponuj- ostrzegłem.- Nie chce ich w to wplątywać.
-Czekaj? Dobrze zrozumiałam? Chcesz sam ją odnaleźć? Voglio to nie największe miasto, ale nie dasz rady jej sam znaleźć. Może nawet być już poza miastem. Kiedy zniknęła?
-Po pierwsze nie będę sam jej szukać. Ty mi pomożesz.- Uciszyłem ja machnięciem reki.- Po drugie- najprawdopodobniej wczoraj wieczorem. Ni jestem pewny. Zauważyłem jej znikniecie prze paroma minutami.
-W takim razie może być już wszędzie- stwierdziła. - Słuchaj, musimy zawiadomić agentów.-Ty,m razem to ona nie dała mi dojść do słowa.- Sami jej nie odnajdziemy. 
-Odnajdziemy- zapewniłem z przekonaniem, którego wcale nie czułem.
-Jak chcesz to zrobić?
-Jesteś telepatką, prawda? -spytałem.
-Tak, ale...Chyba nie myślisz,że dam radę ją odnaleźć?-spytała z niedowierzaniem i  z wrażenia aż cofnęła się o krok.- W Voglio jest tysiące ludzi. Nie wyczuję jej nawet je,li będę się starać...
-Nie ma innego wyjścia.-Spojrzałem na nią błagalnie.- Jesteś jedyna nadzieją.
-Agenci...- zaczęła.
-Nie mogę ich zawiadomić.
Zapadła chwila ciszy. Przez chwile czułem, ze szpera  mi w umyśle, ale nie zareagowałem, co sprawiło mi sporo trudu. 
-Niech będzie. Pomogę powiedziała zrezygnowana.- Która godzina?
-Po dziesiątej.
-Wspaniale. Noctourn mnie zabije- mruknęła.-No, ruszaj się. Idziemy- pogoniła mnie.
_________________________________________________________________________________

Gdy znaleźliśmy się poza Kwaterą Samanta kazała mi dać sobie chwilę. Dziewczyna usiadła na krawężniku; zamknęła oczy i trwała prawie w bezruchu. 
Po kilku minutach nie wytrzymałem i zapytałem zniecierpliwiony:
-I jak? znalazłaś ją?
-Tak...Jest...na stacji metra. Nie wpuszcza mnie do swojego umysłu, ale sądzę, ze chce wyjechać z miasta- powiedziała patrząc mi w oczy.
-Chodź.- Pociągnąłem ją w górę.- Pożyczymy sobie auto.

Znów znaleźliśmy się w Kwaterze. Zaprowadziłem, a raczej zaciągnąłem Samantę na pierwsze podziemne piętro. Wypożyczyliśmy jedno z ut  agencji. 
Jechaliśmy przez kwadrans. Podążałem za wskazówkami dziewczyny- mimo jej licznych propozycji nie chciałem ustąpić jej miejsca kierowcy. 

Gdy wreszcie dotarliśmy do metra zostawiłem dziewczynę przy samochodzie a sam pobiegłem szukać Shayerę. 
Kiedy zobaczyłem rudą głowę i niewielką sukę leżącą przy nogach swojej pani , sam nie wiedziałem czy czułem radość, czy złość.  Ruszyłem w kierunku krzesełek, gdzie nieświadoma mojej obecności dziewczyna przeglądała kolorowy magazyn.
<Shayero? Sam jestem ciekawy twojej reakcji >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz