piątek, 31 maja 2013

Od Sebastiana- C.D. Shayery

Chwilę po Shayerze wyszedłem z sali. Poszedłem do swojego pokoje. Siedziałem tam dobre dwie godziny- cały ten czas spędziłem wylegując się na łóżku i rozmyślając o tym co wydarzyło się na dachu. Wyznałem jej miłość. A ona przyznała, że również nie jestem jej obojętny. Ale co będzie dalej?
To pytanie nie dawało mi spokoju.

Gdy zaczynało zmierzchać zmusiłem się do opuszczenia sypialni i stawienia temu wszystkiemu czoła.
Ona już była na sali. Siedziała przy stole plecami do mnie i czyściła broń.
Nie był to uroczy obrazek. Nie miałem wcześniej styczności z dziewczynami takimi jak ona. Nie. W sumie to żadna znana mi osoba nie jest taka jak ona- twarda, uparta, odważna i jednocześnie niewinna i delikatna.
-Wejdziesz, czy masz zamiar nadal sterczeć w progu?- jej przepełniony sarkazmem głos przerwał moje rozważania.
Uśmiechnąłem się widząc, że stara Shayera wróciła. Zaczynałem za nią tęsknić.
-Chyba doszłaś do siebie po dzisiejszych wydarzeniach.
-Mam nadzieję, że ty również, bo nie mam zamiaru cie dziś oszczędzać- ostrzegła wstając i odwracając się do mnie przodem.
Wyglądała tak jak jak podczas naszego pierwszego spotkania- zachwycająco.
-Wybierz broń- poleciła. Sama  już ruszyła w kierunku strzelnicy. W ręku trzymała- jak zdążyłem zauważyć-swoją ulubioną broń: karabin EBR CA.
Ruszyłem do stojaka z bronią rozglądając się po sali. Nie widząc śladów wcześniejszych zniszczeń ogarnęło mnie dziwne uczucie... smutku? niepewności? Nie potrafiłem tego sprecyzować, ale wiedziałem, ze ma to związek z wydarzeniami na dachy wieżowca.
Właśnie. Wyznanie miłości. I jak ja mam teraz odnosić się w stosunku do NIEJ?
Po krótkim namyśle wybrałem berettę. Kaliber dziewięćdziesiąt dwa.
-Nie najgorszy wybór- stwierdziła, gdy do niej podszedłem z naładowana już bronią.
-Niektórzy wolą skromność od przesadnej ekstrawagancji- wytknąłem.
Cóż, nie jest najgorzej- przeszło mi przez myśl.-Nie ma niezręcznej ciszy, ani ponownego, niezwykle krępującego wyznawania uczuć, a przede wszystkim unikania siebie. Taki stan rzeczy jest dopuszczalny. Nie najlepszy, ale..
-Hej! Ziemia do Sebastiana- dobiegł do mnie poirytowany dziewczęcy głos.- Za dużo myślisz- skrytykowała mnie.
-Zwykle ludzie uważają to za zaletę- powiedziałem w obronie własnej.
-Racz zauważyć, że ja nie podlegam ogólnie przyjętym normom.
-Wiem- powiedziałem z szerokim uśmiechem.- I to właśnie w tobie podziwiam.
O mało nie powiedziałem "kocham". Jednak w ostatniej chwili się powstrzymałem. Na szczęście, bo nawet nie potrafię wyobrazić sobie jej reakcji. Wtedy, na dachu byliśmy w szoku- to pewne. I dlatego niczego co się tam wydarzyło nie można oceniać...obiektywnie- przekonywałem sam siebie.

Po kilku seriach wystrzałów zrobiliśmy sobie mała przerwę. Usialiśmy przy jednym ze stoli. Przez chwile siedzieliśmy w ciszy czyszcząc broń, ale w końcu Shayera się odezwała:
-Niedługo wyjeżdżam.
Na chwilę odebrało mi mowę. Jednak jak zwykle dość szybko się opanowałem.
-Co?- spytałem starając się nadać głosowi w miarę obojętne brzmienie.
-Słyszałeś. Wyjeżdżam na misje- odpowiedział ze spokojem.
-Czemu tak nagle?
Wzruszyła ramionami. Unikała mojego wzroku.
-Potrzebowali kogoś. Wybrali mnie.
-Kiedy? Po tym co się stało dzisiaj?- Moje pytanie mogła zinterpretować dowolnie. Wiedziałem jednak, ze zrozumie. Miałem tez nadzieje, że nie będzie się starała tego ukryć.
-I co z tego? Teraz czy później?
-Skoro już chcesz uciec- wycedziłem przez zaciśnięte zęby- mogłabyś się do tego uczciwie przyznać.
Bolało mnie to, ze chce wyjechać. Szczególnie po tym jak się do siebie zbliżyliśmy. Jak wyznałem jej miłość.
-Nie wiem o co ci chodzi- zaprzeczyła.
-Bynajmniej. Myślę, że wiesz.
Dziewczyna wstała i odeszła parę kroków. Zaniepokojona jej nastrojem Lee również się podniosła.
-Co mam ci powiedzieć?
-Prawdę- odparłem podchodząc do niej. Wpatrzony w jej plecy powiedziałem:- Boli mnie to, ze po tym co zdarzyło się tam na dachu... po tym jak powiedziałem, że cię kocham...że chcesz teraz odejść.
-Nie odchodzę. Nie będzie mnie tylko przez kilka tygodni.
-Ile?
-Kilka tygodni-powtórzyła.
-To znaczy ile? Tydzień, dwa? Może kilka miesięcy?
-Miesiąc jeśli już musisz wiedzieć- wypaliła zirytowana.-Może dłużej jeśli ktoś spartaczy sprawę.
-W takim razie jadę  z tobą- stwierdziłem.- Nie mogę pozwolić ci uciec.


<Shayera? Wiem, nieco melodramatyczne.>

Od Kiry- C.D. Samanty

- Co jest na piętrze minus dwa? - spytałam w drodze do.. hym.. piętra minus dwa - Laboratorium szalonego naukowca? - dodałam ze śmiechem
- Zobaczysz. - uśmiechnęła się
Po chwili przed nami pojawiły się drzwi kwatery głównej. Kolejne miejsce, którego nie lubię. Niechętnie pchnęłam drzwi i szczerząc się krzywo do wszystkich obecnych, skierowałam się do windy.
- Piętro minus dwa - Sam wcisnęła guzik.
Winda pojechała w dół.
Wychodząc wydałam krótki okrzyk. 
- Tu jest przepięknie - powiedziałam 
< Sam? :3 Nie ułatwiłam ci  >

środa, 29 maja 2013

Od Shayery- C.D. Sebastiana



Mocno zszokowały mnie jego słowa. Odsunęłam się od niego tak aby móc spojrzeć mu w oczy.
- Miło mi to słyszeć,ale uwierz mi..-zaczęłam. Jednak po chwili przerwałam.Zapanowała głucha cisza.- Szczerze powiedziawszy,choć trudno mi to przyznać też..cię kocham-wykrztusiłam w końcu.
Chłopak uśmiechnął się,wiedziałam,że zaraz coś powie.
- Wiem że wszystko mogło by być pięknie,ale po dzisiejszym dniu,nie mogę..po prostu za bardzo się boję-zaczęłam
- O co się boisz ?-przerwał mi.
- O ciebie geniuszu-dokończyłam i delikatnie wyrwałam się z jego objęć i ruszyłam w stronę korytarza - O zachodzie w sali?
Chłopak kiwnął a ja odeszłam. 
Na końcu korytarza siedziała ruda kulka. 
- Lee co ja mam teraz zrobić ?-pogłaskałam sukę,która wyraźnie była nie zadowolona z mojego pytania-Tak wiem nie lubisz facetów.
Chwilę potem obie ruszyłyśmy w kierunku sali. Po drodze spotkałam Rostenę.
- Rostena możemy porozmawiać?-zaczepiłam agentkę.
- Oczywiście - po piętnastu minutach byliśmy już w biurze.-Tak więc o czym chciałaś ze mną porozmawiać?
- Chciałam zapytać czy nie ma jakiejś misji wyjazdowej..
- Mhm-zaczęła przeglądać papiery-Syberia czy Mongolia?
- Mongolia,zdecydowanie-odparłam
- Czyli co przez miesiąc mam Cię niańczyć-nie wiadomo skąd w drzwiach znalazł się Nocturn.
- Nie przesadzaj - rzuciłam. Jeszcze jakiś wypełnialiśmy wszystkie potrzebne papiery. W ponownej drodze do sali zaczęłam płakać. Miliony wylewanych przez mnie łez spadały na podłogę lub moczyły moją sukienkę.Kiedy byłam już wewnątrz oparłam się o ścianę,oparłam głowę o kolana i ryczałam w najlepsze,chwilę później ruda kulka położyła się u moich nóg i delikatnie popiskiwała.
<Sebastian?>

Od Astrid- C.D. Samanty

-pfff.....- burknęłam pod nosem i złożyłam ręce 
-koleś ogarnij się...słuchajcie jak mam dołączyć to trzymajcie tego typa z dala ode mnie jasne - burknęłam 
-typ...-nie dokończył
-tak typa - dodałam i z rozbiegu wskoczyłam na motor
-widzimy się potem - uśmiechnęłam się i ruszyłam z piskiem opon
a gdzie pojechałam zapytacie oczywiście nad cmentarz po drodze szybko zerwałam różę 


kiedy dojechałam na miejsce usiadłam przy jednym z grobów i położyłam na nim różę 

<<Samanta??>>

Od Samanty- C.D. Astrid

"To będzie trudniejsze niż się spodziewałam"-przemknęło mi  przez myśl.
-Idziemy-powiedziałam.- Ale może lepiej trzymaj się za nami? Nie sądzę abyś znała drogę...
-Ta, jasne.Prowadźcie.
Westchnęłam i wróciłam do auta.
-Jedziemy- zarządziłam. Mimo trudnej sytuacji możliwość rozporządzania agentami była rozbawiająca i satysfakcjonująca. Po trochu polepszało to mój kiepski humor.
Ruszyliśmy z miejsca. we wstecznym lusterku zobaczyłam, jak Astrid odpala motor i podąża za nami. Miałam nadzieję, że już żaden głupi pomysł nie przyjdzie jej na myśl i bezpiecznie dojedziemy do Kwatery.
Po kwadransie dotarliśmy na miejsce- cali i zdrowi.
Wysiadłam z auta i zaczekałam chwilę, aż dziewczyna się zatrzyma.
-Astrid, to twoje nowe lokum- powiedziałam wskazując wieżowiec.
-Być może- zaznaczyła.- Nie wiecie czy się zgodzę.
-Taak, oczywiście- zrzędliwie stwierdził Skorpion z nieodłącznym krzywym uśmiechem.
-Wątpisz w to, że mogę odmówić?- zaczęła zaczepnym tonem.
-Jestem realista, mała- odpowiedział brunet.
-Hej, spokój!- zawołałam, chcąc uniknąć kłopotów.- Idziemy do Rosteny, tak?
-Tak. Samanta ma rację. Uspokójcie się- poparła mnie Nina.
Posłałam kobiecie wdzięczne spojrzenie.

<Astrid? Co dalej?>



Od Esmeraldy- C.D. Samanty

- Raczej nie. - powiedział Noctourn.
Z mojego gardła dało się usłyszeć warknięcie. Byłam zła, zdenerwowana i prostymi słowami mówiąc... wkurwiona. Podeszłam na Skorpion'a i mimo tego, że był silniejszy, chwyciłam go obiema rękami za kawałek skórzanej kurtki.
- Kto ? - syknęłam. - Kto zginął ? 
Kątem oka zauważyłam moją zapalniczkę. W duchu mi ulżyło. 
- No kto ?! - warknęłam. 
- Nie mów... - powiedział Noctourn.
- Gadaj kto ! - syknęłam do Skorpiona. 
Uśmiechnął się kpiąco. Złapał mnie za ramiona i mocno przytrzymał. 
- Charakterek to ty masz. Tylko na siebie na uważasz. - tutaj popatrzył na wargę i brew, które były rozwalone. - Znam cię. Śledziłem cię od kilkunastu tygodni. Nieźle się bijesz. Uspokój się. 
- To powiedz kto zginął. - warknęłam. 
- Jak się uspokoisz. 

<Samanta ? xd Przepraszam ._.>

UWAGA!!!

Witam!
Jak każdy wie, wszystkie posty są przysyłane bezpośrednio do mnie. I owszem, cieszę się z tego, ale nie tylko ja prowadzę ten blog. Otóż R.I.P. również jest współautorem. Niestety jak na razie nie ma za wiele roboty. Byłabym wdzięczna gdybyście zechcieli to zmienić.
Pozdrawiam!

wtorek, 28 maja 2013

Od Samanty- C.D. Esmeraldy

Stchórzyłam. Nie mogłam. Nie chciałam. Bo wiedziałam jaka była by jej reakcja. Dlatego powiedziała po prostu:
-Wiesz, nie ważne. Pogadamy o tym później. Jest jeszcze sporo spraw związanych z Tarczą..
Wiedziałam, że Esmeraldzie nie wystarczała taka odpowiedź, ale nie naciskała. 
Po kwadransie byłyśmy w Kwaterze. Na pierwszy rzut oka było widać, ze coś nie gra- wszyscy przeciskali się przez drzwi budynku. Byli to głównie klienci firmy- przykrywki Tarczy.
-Co się dzieje?- spytała Esme.
-Nie mam pojęcia- powiedziałam szczerze.- Ale zaraz się przekonamy. Chodźmy od tyłu.
Zaprowadziłam ja do tylnego wejścia. Było dobrze ukryte, by nikt niepowołany go nie odkrył. Nic dziwnego skoro było przeznaczone do użytku jedynie pełnoprawnych agentów i Paranormalnych. 
Nacisnęłam szklaną płytkę oznaczoną prostym symbolem- trójkątną tarczą. Zaraz potem pojawił się zarys drzwi. Pchnęłam je lekko.
-Zapamiętaj to miejsce- zwróciłam się do zdumionej dziewczyny.- Może ci się to kiedyś przydać.
-Super- mruknęła bez przekonania.
Przejście, które się pojawiło odsłoniło niewielką klatkę schodową i wijące się w górę schody.
-Czeka nas mała wspinaczka. Nie wiem jak ty, ale ja nie jestem tym zachwycona- stwierdziłam z uśmiechem.- Luksusy Kwatery nie służą nam  najlepiej.
Ruszyłyśmy na górę po stromych i wąskich stopniach. Nie pasowały do wizerunku "publicznej" części budynku.
Po kilku minutach doszłyśmy na czwarte piętro- dopiero tu jest wyjście z tego małego piekła.
-Dalej możemy pojechać windą.
Korzystając tym razem z cudów techniki wjechałyśmy na dziesiąte piętro. Miałam zamiar skorzystać z pewnych źródeł informacji- Rosteny- i dowiedzieć się o co chodzi z tym zamieszaniem.
Gdy zapukałyśmy do jej gabinetu okazał się być pusty. Jednak nasza uwagę od nieobecności agentki odwróciły hałasy dochodzące z niższego pietra.
-Mogę się założyć, że to jest źródło naszych problemów- powiedziałam do Esmeraldy, która bez sprzecznie się ze mną zgodziła.
Po kolejnej jeździe zmalałyśmy się na dziewiątym pietrze. Znajdowały się tu sale treningowe, które podczas naszej ostatniej wizyty wyglądały nieco inaczej. Delikatnie mówiąc.
-Boże, co się tu stało?- spytałam samą siebie.
-Również chciałabym to wiedzieć.
Rozejrzałyśmy się po zdezelowanej sali. Ślady po kulach, poprzewracane stojaki z bronią, liczne strzelby i noże porozwalane na podłodze wskazywały na bojkę. W tym przekonaniu utwierdzili mnie ludzie skuci i pilnowani przez agentów. Co do nich... Zauważyłam tu kilka znajomych twarzy...
-Rostena!- zawołałam do czarnowłosej kobiety, rozmawiającej z Noctourn' em.
Razem z Esme ruszyłyśmy w ich kierunku.
-Co się tu stało?-spytała dziewczyna.-Sala wygląda jakby...
-Odbył się tu prawdziwy pojedynek?- dopowiedział Skorpion, który pojawił się z  niewiadomo skąd.-Tak mniej więcej było.
-Ale kto.. z kim?
-Wasi przyjaciele mieli małą utarczkę z naszymi więźniami. 
-Kto?- Esme uprzedziła mnie w pytaniu.
-Sebastian i Shayera. Z tego co zrozumiałem to jej starzy znajomi.
-Czy ktoś został ranny?
-Kilka osób, ale to nic poważnego. Aniela już się nimi zajęła -odpowiedział Noctourn.
-I był jeden zgon- wtrącił z uśmiechem Skorpion.-Co?-spytał patrząc na czarnowłosego agenta.-Powinny chyba wiedzieć, prawda?

<Esme?>


Od Sebastiana- C.D. Shayery

Zacząłem działać w chwili gdy do sali wtargnęli agenci. wykorzystując nieuwagę blondyn, tygrysicy, Blaise'a i reszty podniosłem szatyna. Aby nie zwrócił uwagi swoich kompanów zamknąłem mu usta. Z pewnością dla niego nie było to miłym przeżyciem- facet dyndał, kompletnie obezwładniony w powietrzu nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Tak...to napawa olbrzymią satysfakcją.
Agenci Tarczy niepostrzeżenie rzucili się na mafiozów. Tamci nie spodziewali się ataku- z pewnością sądzili, ze przed ewentualnym zagrożeniem ostrzeże ich Blaise. 
-Hunter! Bierz dziewczynę i zjeżdżajcie stąd!- Usłyszałem krzyk Cryptic'a, który z trudem przedarł się do mnie przez huki wystrzałów- aby nie było wątpliwości: rozpoczęli kompani  Blaise'a.-ZJEŻDŻAJ STĄD!- wydarł się jeszcze raz.
Uniosłem nieco wyżej szatyna i zwolniłem, a potem gwałtownie zwolniłem "chwyt".Facet z głuchym łoskotem opadł na drewnianą podłogę. To zdecydowanie zabolało...
Rozejrzałam się wokół. Zobaczyłem Bielikowa, Cryptic'a, Feliksa i Skorpiona wmieszanych w bezpośrednią walkę. Pomagało im kilku nieznanych mi mężczyzn. Nie dostrzegłem jednak nigdzie rudej czupryny Shayery.
Za to zobaczyłem blond włosy znikające w jednym z bocznych wyjść. Bez zastanowienia pognałem w tamtą stronę.W biegu wyciągnąłem pistolet z kabury przy pasku. 
Gdy wyszedłem z sali treningowej znalazłem się na klatce schodowej. Wychyliłem się przez barierkę, aby sprawdzić gdzie pobiegł Jake z moja dziewczyną.
 Przez chwile zastanawiałem się nad doborem słów- "moja dziewczyna". Brzmiało to świetnie, ale czy mogłem nazwać tak Shayerę?
_Sebastian!-usłyszałem z góry głos dziewczyny. Wyrwał mnie z rozważań i pobudził do działania.
Biegłem po schodach przeskakując po trzy stopnie na raz. Po pięciu minutach znalazłem się na dachu budynku.
-Jake!-krzyknąłem w stronę blondyna.- Zostaw ją!
Facet spojrzał na mnie i uśmiechnął się kpiąco. Stał niebezpiecznie blisko krawędzi dachu.
-Mam ja puścić?- spytał.- Jesteś tego pewien?
Zerknąłem na Shayerę- blondyn nadal ją trzymał jedna ręką zasłaniając jej usta; z jej oczu wyczytałem strach, ale i determinację.
Przypomniałem sobie jedenaste piętro- co się tam stało i jej odejście.
Podjąłem decyzję.
-Puść jeśli chcesz, ale wtedy skończysz o wiele gorzej niż ona- zagroziłem.
-Patrzcie proszę!-zawołał.- Chłoptaś Shayery mi grozi.- Facet wybuchnął śmiechem. Tylko na taką chwilę czekałem.
Siłą umysłu zepchnąłem go z dachu. Z jego gardła wydobył się krzyk przerażenia.Zdecydowanie się tego nie spodziewał. 
W kilka sekund znalazłem się przy dachu. Zobaczyłem dwa ciała spadające bezwładnie- jedna w bordowej marynarce i białej koszuli o blond włosach i droga cała w czerwieni. Ta druga pochłonęła cała moja uwagę. Skupiłem się na tym by ją złapać. Udało się- dziewczyna zatrzymała się może na 6 lub 7 piętrze. Zacząłem powoli podnosić ja na górę.
Gdy znalazła się na dachu przytuliłem ja do siebie.
-Gdybym wiedział, że masz tak pokręconych znajomych, starałbym się w tobie nie zakochać.-wyszeptałem czule w jej włosy.
Dziewczyna zamarła. Kto by pomyślał- przed chwilą spojrzała śmierci w oczy i nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia, a wyznanie miłości...

<Shayero?>


Od Samanty- C.D. Kiry

-Daj spokój. Oni cie nie nie lubią- zaprzeczyłam.- Po prostu cie nie znają. I nie poznają jeśli im na to nie pozwolisz- zauważyłam patrząc na nią wymownie.
-Jesteś taka pewna?- spytała unosząc wyzywająco brew.
-Kiro- jęknęłam.- Mam nadzieję, że nie chcesz pokazywać się wszystkim od tej "złej strony".
-Nie. Od tej prawdziwej.
-Mam uwierzyć, że ta osoba, którą poznałam nie jest prawdziwa tobą? Pamiętasz, ze jestem telepatką?-spytałam i nie czekając na odpowiedź ciągnęłam dalej.- Znam się na ludziach. Wiem jacy są już po pierwszym zerknięciu w ich umysły. Ja po prostu tu wyczuwam- nie muszę się starać.
-Tak, ale..
-Nie ma żadnego ale.Jeżeli nie masz ochoty poznawać innych możemy pójść gdzie indziej- zaproponowałam.
-No jasne- ucieszyła się.- Gdzie?
-Na piętro minus dwa- powiedziałam z uśmiechem.
-Jeszcze tam nie byłyśmy- ,zauważyła.
-To prawda. Ale myślę, ze ci się spodoba.

<Kiro?>

Od Kiry- C.D. Samanty

- Oh, jasne - rzuciłam
- No to idziemy - powiedziała

**** później ****
Weszłyśmy do altany za dużym domem.
- To jest Jane - poinformowała mnie
Siedząca w altanie dziewczyna posłała mi pełne znudzeni spojrzenia
- Kira - powiedziałam podając jej rękę
- Miło mi - ścisnęła ją niechętnie 
Pogadałyśmy chwilę, po czym Sam oznajmiła, że musimy już iść ponieważ musi poznać mnie z resztą "Paranormalnych". 
Boże... jak ja nienawidzę tego słowa.

**** Jeszcze później ****
- Kiro, poznaj Shayere - znów poinformowała mnie Sam
- Hejka - powiedziałam przyjaźnie - od dawna jesteś < chwila na przełamanie się> Paranormalną?
- Dość długo - powiedziała 
- Myślę ze chyba idziemy dalej - powiedziała Sam
- Pa - mruknęła
- Tsa... pa -

*** Jeszcze jeszcze później ***
- To się robi trochę nudne - powiedziałam w drodze do następnej osoby 
- Naprawdę? Hym..
- No tak. Tylko chodzimy od domu do domu. Żadna rozmowa się za bardzo nie klei. Niestety, chyba nikt mnie tutaj nie lubi.. i raczej nie polubi - mruknęłam 
< Sam?  >

poniedziałek, 27 maja 2013

Od Mai- C.D. Matthew

Zaczęliśmy iść powoli w stronę parku. Kropił lekki deszcz, ale mi on nie przeszkadzał. Napawałam się tą pogodą. 
- Jak ci się podoba Tarcza? – spytał Matthew po chwili. Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem, a tobie?
- Nie ma, pytałem pierwszy – odparł. Przewróciłam oczami i zastanowiłam się przez chwilę. 
- Na razie nieźle. Ale nikomu tu nie ufam. To jest zbyt kolorowe, by mogło być prawdziwe. 
- Hmm... – mruknął.
- A tobie? 

<Matthew, dokończysz?>

Od Esmeraldy- C.D. Samanty

Samanta nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. 
- No powiedz. - powiedziałam. 
Jednak okna ani drgnęła. Jakby się zapowietrzyła. Zaśmiałam się cicho.
- Nic ci nie zrobię. - powiedziałam. - Chyba... - to już szepnęłam. 
Czekałam aż Sam coś powie. 

<Sam ? Nic, a nic nie siedzi w mojej głowie xd.>

Od Astrid- C.D. Samanty

-no niech będzie dołączę do was...a i jeszcze jedno macie miejsce dla mojego kota ? - powiedziałam po krótkim namyśle
-tak - uśmiechnęła się 
-no to ruszamy do tarczy ! dodała szybko 
-taaaaa.....nie jadę autem - powiedziałam po paru sekundach 
-to jak chcesz się tam dostać ? - zapytała
-pojadę za wami na motorze - uśmiechnęłam się 
-ale tu niema motoru - powiedziała. Pstryknęłam palcami i mój motor sam przyjechał wskoczyłam na niego i ruszyłam przed siebie następnie po paru centymetrach się zatrzymałam
-mam na ciebie czekać czy się w końcu ruszysz ? 

<<Samanta??>>

Od Osai

Szłam sobie tak przez miasto i rozmyślałam się nad moją przeszłością kiedy się tak zastanowiłam uświadomiłam sobie że byłam sama przez parę dobrych rad miałam nadzieję że w końcu znajdę swoje miejsce kiedy podjechało do mnie jakieś auto siedziała w nim dziewczyna i jakiś chłopak po paru minutach rozmowy przyjeli mnie do tarczy a następnie przyjechaliśmy do kwatery głównej wysiadłam z auta i zaczęłam iść wzdłuż rozglądałam się i nie zauważyłam jakiegoś gościa i w niego wpadłam 
-sory - burknęłam i ruszyłam dalej

<<Kto dokończy??>>

niedziela, 26 maja 2013

Polecam...

Witam!
Serdecznie zachęcam do dołączenia do National Anthem- bloga założonego przez Unholy. 
W jej świecie nie ma żadnych zasad; można się stać tym, kim chcemy być.
Polecam gorąco!

Od Shayery- C.D. Sebastiana

- Sebastian proszę wyjdź - szepnęłam do chłopaka - Blaise no nie wiem kto zmienia dziewczyny jak rękawiczki -zauważyłam uszczypliwie. 
Tygrysica spojrzała na ciemnowłosego chłopaka z wyrzutem.
- Wy też się zmywajcie !-warknęłam w stronę mafiosów.Ci spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem. - Chciałam po dobroci..
Kiedy skończyłam mówić postarałam się aby wszystkich ogarnęła dość silna iluzja. Iluzja jakiej jeszcze nigdy nie robiłam.. rozpaczy,bólu,cierpienia i śmierci.
Tak jak przewidywałam śmiechy natychmiast ucichły. 
Ale wtedy stało się to,co miejsca mieć nie powinno,coś co jeszcze nigdy się nie działo... Straciłam kontrolę nad złudzeniem,choć pewnie Blaise mi w tym pomógł.
Cały świat przed moimi oczami zaczął wirować. Wszystko zlewało się ze sobą,a ja czułam jak coś dosłownie przygniata mnie do podłoża i pozbawia sił. Głowa po prostu mi pękała.Całe cierpienie i ból,który chciałam przekazać innym w iluzji zaczynałam odczuwać na sobie. Nie mogłam już wytrzymać,jestem na sto procent pewna,że krzyczałam przez rozdzierający ból. W tej chwili najchętniej popełniłam samobójstwo.Aż na chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością. Kiedy już doszłam do siebie siedziałam skulona na podłodze,zlana potem i z pociętą skórą.
- Może teraz nauczysz się jak trudna to sztuka- doszedł do mnie trochę stłumiony głos Blaise'a. Rozejrzałam się dookoła. W sali pozostaliśmy tylko Sebastian,Blaise, ja i stojący pod ścianą nieobecny Jake. 
- Zamknij się wreszcie!! - warknęłam i podniosłam się,jednak zachwiałam się i gdyby nie Sebastian z wielkim hukiem znów wylądowała bym na ziemi.Odetchnęłam głęboko. "Nie daj mu się sprowokować"-powtarzałam ciągle w myślach.
- Przestań walczyć, nadszedł czas abyś się poddała i razem ze mną wróciła do..-w głowie usłyszałam jego głos.
- Nigdy - nie wiem skąd znalazłam siłę,ale podbiegłam do niego, jednocześnie wyjmując sztylet z specjalnej kabury pod sukienką. Kiedy miałam już zadać ostateczny coś i zranić Blaise'a prosto w tętnice szyjną, obudził się Jake. Z szybkością dzikiego zwierza znalazł się między nami i chwycił mnie za nadgarstek wbijając kciuk w śródręcze,przez co sama puściłam broń. Hh
- I co teraz nie jesteś już taka groźna-zaśmiał się. Po chwili zobaczyłam jak Blaise znalazł się w powietrzu na wysokości 5-6 metrów.
- Sebastian nie rób tego-zaklęłam w myślach. Jak się później okazało niepotrzebnie,bo nim się obejrzałam w sali znaleźli się agenci.
<Sebastian?>

sobota, 25 maja 2013

Od Naoto- C.D. Mei

Dogoniłem Mei. Trochę dziwna ta dziewczyna. no w sumie nie tylko ona.
Zobaczyłem jak wykręca jakiegoś gościa.
-ej Mei! nieźle jak na taką słabą i drobną pannę-powiedziałem
-znowu sobie drwisz?-powiedziała
-Ej spokojnie.-odparłem-taki kwaśny jestem zwykle dla Rosteny-dodałem.
myślisz że ty dużo przeszłaś. pomyśl. mnie i Allena rozdzielono. później my musieliśmy się rozdzielić. on zmienił nazwisko. oddali nas własni rodzice. a ja bardzo kocham mojego brata.-powiedziałem na koniec.
-ale jesteście tu razem. to się liczy-powiedziała spokojnie.
-ale przez 11 lat go nie widziałem.
-musicie nadrobić ten czas.
-tak. musimy,
-jak cię złapali?-spytałem-przez całą drogę milczałaś. wiesz. nie tylko ty tu jesteś dziwadłem
-ach tak?
-przyszedłem tu, to byłem sam. nadal jestem pomijając Allena. opowiesz coś?

[Mei? nie było co wymyślić +mega brak weny]

Od Mei- C.D. Naoto

Popatrzyłam na niego pustym wzrokiem.
- Czemu pytasz?- odparłam cicho.- Nie interesuje cię to.
- A skąd możesz wiedzieć?- zdziwił się.
- Widać to w twoich oczach. Wolisz mnie wkurzać, niż dowiedzieć się czegoś o mnie. Przykro mi, ale nie posiadam uczuć. A nawet jeśli, to nie umiem ich odkryć.- odparłam.
On popatrzył na mnie, jak na dziwadło. Nie zdziwiło mnie to. Każdy patrzy na mnie takim wzrokiem.
- Oprowadź mnie szybko. Nie chcę tracić czasu na łażeniu.
Odpowiedział milczeniem. Zaczął mnie oprowadzać, mówił, co gdzie jest. W końcu zadał mi pytanie zupełnie nie związane z rozmową (jeśli w ogóle się odbywała):
- Uśmiechnęłaś się kiedyś?
Popatrzyłam na niego.
- Tak. Dużo razy.- powiedziałam bezbarwnym tonem.- Tyle wiedzy ci wystarczy? Jeśli tak, to już sobie pójdę. Jeśli nie, to trudno.
Szybko odeszłam w kierunku budynku. Oczywiście, musiał mnie ktoś zaczepić. Nie był z Tarczy. Jakiś wyrostek.
- A co to za opaska?- spytał drwiąco.- Piratem jesteś, czy co?
- Nie jestem piratem. Jestem Mei.- powiedziałam spokojnie.- A ty kim jesteś? Ćpunem, czy bezdomnym?
Chłopak nie wytrzymał. Najwyraźniej miał słabe nerwy. Szybko się na mnie rzucił. Wykręciłam mu rękę.
- 'Dobra ochrona', co?- powtórzyłam szeptem słowa Rosteny, przerzucając go za siebie.
< Naoto? Wybacz, brak weny>

Od Naoto- C.D. Mei

-Jakaś dziwna ta laska-powiedziałem do brata
-no trochę-odparł
-no to idę pozwiedzać czy coś. idziesz?-spytałem
-nie. idę rozpakować rzeczy.
-jak uważasz.
Rozstaliśmy się i wyszedłem na dwór.
Nawet spokojna okolica pomyślałem. wszędzie było cicho. nienaturalnie cicho. nikogo nie było wokół. dziwne trochę. w budynku natomiast było wielu ludzi zwerbowanych przez Nocturna i jego bandę.
Poszedłem do fontanny. Była akurat wolna ławka. usiadłem i wsadziłem słuchawki w uszy. Trzeba było przerwać tą ciszę czymś.
Wróciłem do budynku i spotkałem po drodze Rostenę z jakąś dziewczyną.
-hej Naoto.-zawołała
-no cześć-odparłem
-poznaj Mei
-Cześć jestem Naoto zwerbowany tu przez tych łomów-przywitałem się z nową uczennicą.
-Ej uważaj na słowa-odwarknęła Rostena.
-się przejmujesz-powiedziałem
-będziesz łaskaw oprowadzić Mei?-spytała
-jasne. mam czas.-odparłem.
-dobrze. Mei. zostawiam cię z Naoto.-i poszła,
-No to co u ciebie?-spytałem

[Mei?]

Od Samanty- C.D. Esmeraldy

-Dobra Sam, to do Kwatery, tak?
-Prosto do domu- potwierdziłam.
Ruszyłyśmy zatłoczonym chodnikiem. Mimo milczenia jakie między nami zapadło atmosfera była przyjazna. Jakikolwiek ślad po wcześniejszym "spięciu" zniknął.
-Hm...Esme?-zagadnęłam po kilku minutach ciszy.
-Tak?
-Mam pytanie.
Dziewczyna parsknęła krótkim śmiechem.
-Zdążyłam się domyślić.
Uśmiechnęłam się z przymusem. odzyskałyśmy równowagę w naszej krótkiej znajomości i wolałabym tego nie zepsuć, ale wiedziałam z doświadczenia, że pewnych spraw lepiej nie unikać i nie ignorować.
Wzięłam głęboki oddech i wyrzuciłam z siebie:

<Esmeraldo? Masz jakieś ciekawe pomysły?>

Od Esmeraldy- C.D. Samanty


- To zgoda ? - zapytała. 
- Niech ci będzie. - zaśmiałam się. - Chodźmy stąd. Nie wytrzymam ani chwili dłużej. Za dużo tu ludzi. Mam chęć ich wszystkich podpalić za to co mówią.
Westchnęłam, pchnęłam lekko szklankę w stronę barman'a i wstałam z krzesła. Samanta uczyniła to samo. Przepchnęłyśmy się przez tłum ludzi i wyszłyśmy na zewnątrz. 
- Tylko żebyśmy nie spotkały bandy Wuja. - powiedziałam, gdy szłyśmy ulicą. Oczywiście zamiast ''W'', miało być ''Ch'', ale tylko członkowie tak zaczynali tą nazwę. 
- Kogo ? 
- Banda Wuja. Niby ''gang'' złożony z chłopaków od 18 do 21 lat. Miałam z nimi lekkie starcia. Co ja gadam... Dalej mam. A oceniając naszą pozycję... Nie mam zapalniczki, kabura z Berettą została w sali, ty nie masz przy sobie broni, a twoje zdolności niezbyt się przydadzą. Jesteśmy zdane na los. Chyba, że... - pogrzebałam w kieszeniach. Wyciągnęłam kilka dolarów. - Jest ! Chodź. 
Pociągnęłam dziewczynę do najbliższego sklepu. Kupiłam zapalniczkę. Wyszłam zadowolona, z kpiącym uśmiechem na twarzy. 
- Gorszej zapalniczki nie widziałam. - mruknęłam. - Ale przynajmniej da radę wytworzyć ogień. 
Pstryknęłam przyciskiem, a u wylotu zapalniczki pojawił się płomień. 

< Sam ? Mogę ci tak mówić ? >

Od Samanty- C.D. Kurumi

Chłopak był wyraźnie.. zaskoczony? zaintrygowany? ciekawy? Cóż, bez względu na to jakie mocje w nim buzowały wydawał się zadowolony. Liczyłam na to, że po rozmowie z Rosteną (byłam wściekła  że musiałam odwalić za nią całą robotę) zdecyduje się dołączyć do projektu.
Windą dojechaliśmy na dziesiąte piętro. Korytarzem zaprowadziłam ich do gabinetu  przedstawicielki Tarczy.
Zapukałam lekko do drzwi i nie czekając na zaproszenie wparowałam do pokoju.
-Samanta..i Kurumi..i....Co wy tutaj robicie?- spytała zaskoczona. Jej dezorientacja sprawiła, że kąciki ust uniosły mi się w uśmiechu pełnym nieco złośliwej satysfakcji.
-Cześć- przywitałam się lekko.- Przyprowadziłyśmy nowego członka. O ile się zgodzi. 
-Już mu wszystko wyjaśniłyśmy- dodała Kurumi.
Graves stał w drzwiach z nieco zmieszana minął, która starał się jednak zamaskować ironicznym wyrazem twarzy. Marnie mu to szło.
-To Graves- powiedziała Kurumi.- Potrafi wzywać demony.
-Interesująca zdolność- powiedziała kobieta. 
-Hm..Wybaczycie mi jeżeli się stad zmyje? Musze coś załatwić.
Wyślizgnęłam się z pokoju pozostawiając ich sobie. 


<Graves, Kurumi? >

Od Samanty- C.D. Astrid

-Boże..-szepnęłam widząc jak dziewczyna wyskakuje z samochodu...A potem wstaje i jakby nigdy nic idzie dalej.- Zatrzymajcie się! -wrzasnęłam. Bez potrzebnie- Cryptic, który siedział za kierownicą gwałtownie zahamował  Gdyby nie Noctourn, wypadłabym z auta przez wciąż otwarte drzwi.
W czasie gdy znów gramoliłam się na fotel , samochód z gracją się obrócił i ruszył w kierunku beztroskiej dziewczyny.
-Ona..Ona powinna już nie żyć- mruczałam pod nosem bliska histerii. Co jak co, ale nerwy zawsze miałam słabe.
-Spokojnie, Samanto- uspokajała mnie Nina.- Nie ty jedna masz nadnaturalne zdolności.- powiedziała klepiąc mnie po ramieniu.
Wyprostowałam się i wzięłam głęboki wdech dla opanowania i dodania sobie odwagi. Powiedzmy, ze pomogło.
Dziewczyna, widząc, że się do niej zbliżamy ruszyła biegiem.
-Zatrzymaj się- zawołałam, gdy Astrid wbiegła w tłum i znikła mi z oczu. nadal, na szczęście, wyczuwałam jej mentalną obecność.- Noctourn, idziesz?- spytałam agenta, gdy wyskoczyłam z auta- oczywiście, gdy samochód już się zatrzymał.
-Nie, idź sama. Jedziesz miała większe szanse.
Prychnęłam zirytowana.
-Akurat- powiedziałam.- Nie chce ci się za nią biegać. Mógłbyś się przyznać.
Nie usłyszałam jego odpowiedzi, bo byłam już w sporej odległości od nich i gwar miasta nieco zagłuszał konkretne dźwięki. Mimo to, wiedziałam, ze moja uwaga go rozśmieszyła- biegnąc zapchanym chodnikiem prześladował mnie śmiech Noctourn'a.

Po kilku minutach gonitwy znalazłam dziewczynę w brudnym zaułku. Astrid była w pułapce- przed nią wznosiła się wysoka ściana budynku, a za nią byłam ja.
-Dziewczyno.. Czy zawsze uciekasz w trakcie rozmowy- wydyszałam z trudem. Nie tylko ja byłam zmęczona po biegu- Białowłosa również ciężko oddychała.
-Tylko wtedy gdy nie mam ochoty prowadzić dalszych konwersacji.
-Nie uciekaj- zawołałam widząc, że rozgląda się wokół.
-Niby czemu?- spytała.
-Pogadajmy. Po rozmowie zdecydujesz czy przystaniesz na moją propozycje, czy nie- zaproponowałam.
-O czym?
-O twoim dołączeniu do Tarczy.
Starałam się wytłumaczyć jej wszystko ściśle, sensownie i uwidaczniając wszystkie zalety przystąpienia do agencji. Dziewczyna słuchała z zaciekawieniem,

<Astrid? I jak- dasz się zwerbować?>


Od Matthew'a- C.D. Mai


-Witaj w klubie... - odpowiedziałem ponuro. - Ty raczej lepiej znasz miasto. Może mogła byś mnie oprowadzić?
-Spoko. Możemy pujść do Parku. - zaproponowała.
-Ok.

<Mai dokończ. Nie mam czasu pisać dłuższych opowiadań.>

piątek, 24 maja 2013

Od Samanty- C.D. Esmeraldy

Czasem przeklinam swoje zdolności- to prawda.Wkurza mnie to, ze muszę wysłuchiwać myśli innych- żale, skargi, smutki i złości. To odbija się w dużej mierze na mnie. Dla tego mam często zmienne nastroje.
Dziś też mam żal do Stwórcy, ze obdarzył mnie nimi. A raczej przeklął. Bo najwyraźniej z ich powodu obecna tu rudowłosa dziewczyna ma ochotę zrobić  ze mnie żywą pochodnię. Dosłownie.
-Hej, Esme- zaczęłam powoli.- Naprawdę nie musisz tak gwałtownie reagować. Zrobiłam ot tylko na początku, aby wiedzieć czego mogę się po tobie spodziewać. Sama wiesz...Lepiej być zabezpieczonym.
-Daj mi spokój- warknęła zirytowana.- Nie mam ochoty wysłuchiwać twoich tłumaczeń.
Esmeralda nie znajdując w kieszeniach zapalniczki odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi. Ignorując stojącego z boku Noctourn'a, który przypatrywał się naszej kłótni z lekkim uśmieszkiem na twarzy, który chętnie bym mu teraz starła, wyszła z sali.
"Mógłbyś pomóc"-przesłałam w myślach agentowi ruszając za dziewczyną.
"To twoje problemy, nie moje"
"Tak? Ciekawe. Myślałam, że macie nam pomagać"
"Pomagać, a nie rozwiązywać za was drobne problemy"
Sapnęłam zirytowana posyłając mu wściekle spojrzenie."Wyłączyłam się" i wybiegłam na korytarz.
Na moje nieszczęście drzwi windy właśnie się zamykały.
-Esme!-krzyknęłam za dziewczyną.-Zaczekaj! Chcę porozmawiać- ostatnie słowo wypowiedziałam cicho sama do siebie; drzwi się zatrzasnęły i winda ruszyła w dół. Na parter.
Zdeterminowana ruszyłam w stronę schodów.

Ponad pięć minut później gdy zdyszana wypadłam z budynku i biegiem ruszyłam za Esmeraldą starając się wyszukać w  tłumie jej umysł.
Po kilkunastu minutach podążania za nią stanęłam przed wejściem do "Azylu". Ostatni raz byłam tam gdy chcieli mnie zwerbować do agencji. Po tym jak w metrze przypomniałam sobie ojca. Na samo wspomnienie wzdrygnęłam się.
Zdecydowana wyjaśnić sprawę pchnęłam drzwi i... znalazłam się w przepełnionym, przesączonym zapachem dymu i ludzkich ciał, wypełnionym hałasem pomieszczeniu.
"Za pierwszym razem wyglądało to o niebo lepiej"- przeszło mi przez myśl.
Mimo niechęci jaką poczułam na myśl o znalezieniu się wśród tylu ludzi ruszyłam w stronę baru. Tam wyczuwałam obecność poszukiwanej.
Przy ladzie zobaczyłam nie tylko Esme, ale również barmana który obsługiwał mnie tamtej pamiętnej nocy. Ciekawe czy i on mnie pamięta...
Na szczęście nie- gdy usiadłam obok Esmeraldy, która posłała mi wściekłe spojrzenie znad prawie pustej szklanki- mężczyzna na wet nie podniósł na mnie wzroku.
-Esme- zaczęłam.- Przepraszam, ze tak to wyszło. Nie chciałam...Robiłam to co mi kazali....
-Myślisz, że to cokolwiek wyjaśnia?
-Nie, nic mnie nie usprawiedliwia. To był mój wybór- przyznałam.
-I z taką łatwością o tym mówisz?
-Wzruszyłam bezradnie ramionami.
-A co mam zrobić? Paść na kolana i błagać o przebaczenie?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
-Byłby to wspaniały widok.
-Niestety, ale będziesz musiała obejść się smakiem. Chciałabym zachować resztki godności jakie mi jeszcze pozostały.
Teraz naprawdę się uśmiechnęła.
-Nie wiem co takiego w sobie masz, ale nie potrafię być na ciebie wściekła- powiedziała po chwili.-Przepraszam, że tak gwałtownie zareagowałam...
-Nie masz za co przepraszać- zaoponowałam.- To moja wina. Powinnam była uprzedzić.

<Esme?>

Od Astrid - C.D. Samanty


Obok mnie usiadło dwóch facetów a naprzeciwko mnie one 
-Serio - burknęłam 
-Ej a gdzie jedziemy ? - zapytałam po chwili i oparłam głowę o siedzenie 
-Jak na razie nigdzie mamy czas by pogadać - uśmiechnęła się Nina
-To po co marnujemy paliwo co ? - dodałam -A z resztą nie ważne - powiedziałam po chwili 
-No to zadam wam pytanie choć robię to od początku czemu akurat ja ?
-Bo masz zdolności - odpowiedział Feliks 
-Taki dziwak jak ja ? Jasneee....- dodałam i otworzyłam drzwi a następnie wyskoczyłam z auta i jak by niby nic ruszyłam powoli w przeciwną stronę

<<Samanta??>>

Kolejna uczestniczka- Osai Black




Imię: Osai
Nazwisko:Black
Pseudonim: Osi czasem Koszmar
Płeć: kobieta
Wiek: 18 lat
Charakter: Zabawna,Romantyczna,Poszukiwaczka przygód,Waleczna,Odważna,Wysportowana,Zawsze wypoczęta,Wytrzymała,Niezależna,Tajemnicza,Bojowa,ryzykantka,
szalona,zamknięta w sobie.nikt jeszcze nie poznał jej reszty cech.
Hobby: Zabawa bronią,Jazda konna,pisanie piosenek,granie na gitarze i pianinie,śpiewanie,Walka,Szkice,Sporty oraz Przyroda 
Moce: Moce związane z żywiołami : Śmierci i Lodu
Rodzin :Zamordowana
Historia:Moja historia zaczęła się kiedy miałam 11 lat miało odbyć się święto "PandaHero" w którym miała powstać nowa bohaterka lub bohater to było moje pierwsze takie święto było ono raz na parę lat.Legenda była taka że o pełni księżyca ten kto zyska znak "PandaHero" na ramieniu będzie nowym zbawieniem dla wioski lecz około północy zjawiły się demony schowałam się na drzewie i patrzyłam jak wszystkich mordują następnie uciekłam.Gdy nadeszła pełnia na mojej ręce pojawił się symbol PandaHero ale było już za pózno na uratowanie mojej wioski i rodziny.Wędrowałam po świecie aż nie dotarłam tutaj.
Opis postaci: Niebiesko włosa dziewczyna o niecodziennym charakterze nie za dużo mówi i woli unikać tematów o rodzinie i jej bliskich.Jasno niebieskie oczy.Ma ona na oku przepaskę oraz lepiej na policzku a także kilka ran na ręce oraz nodze.Oraz znamię "PandaHero" na ramieniu.
Partner: Nie sądzi że znajdzie miłość....
Ulubiona broń: XxxX ; XxxX
Pupil: Misty
Inne zdjęcia: ---
Upomnienia: 0 
Właściciel:Emo_Vampirka

Pupil:




Imię: Misty
Płeć:Samica
Wiek: 2 lata
Rasa: Futrzak 
Charakter: Niesforna,Dla nieznajomych wredna,miła jedynie dla Alice
Właściciel: Osai Black

Gratulacje!


Witam!
Chciałabym wszystkim pogratulować i podziękować za wspaniałą współpracę i świat, który razem stworzyliśmy. Ktoś kiedyś powiedział mi, że ten blog jest zasługą mnie. Jednak nie mogę się z tym zgodzić- wszyscy jesteśmy jego współtwórcami. Każdy z nas chowa tu cząstkę siebie. Każdy z nas tworzy jego charakter.
Mam nadzieję, że archiwum bloga zapełni się kolejna setką opowiadań. 
Pozdrawiam gorąco!

Od Samanty- C.D. Kiry

- Mam nadzieję, ze się tym nie przejmujesz- powiedziałam widząc jej skonsternowaną minę.- Wiesz...Będziesz mogła z nimi porozmawiać na temat Waszych zdolności, doświadczeń. Mi pomógł Noctourn.
-Tak, to świetnie- mruknęła.
-Mam nadzieję, że nie martwi cie brak wyjątkowości, bo na to nie będę mogła nic zaradzić- spróbowałam zażartować.
-Nie, co ty. Naprawdę się cieszę, że są tu tacy jak ja. To.. To było dla mnie trudne...- powiedziała zmieszana.- Moje dzieciństwo...
Widząc, że mówienie o tym sprawia jej trudności przerwałam jej.
-Nie musisz mi o tym opowiadać jeśli nie chcesz. Każdy ma swoje tajemnice- związane z naszymi "darami" lub przeszłością. I nie wszyscy się nimi dzielą.
Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością.
-Dzięki za wyrozumiałość.
-Jestem telepatką. Daje mi to pewną przewagę w tych kwestiach- stwierdziłam. 
-To chyba bardziej przydatne niż rozmowa ze zmarłymi.
-Tak. Ja przynajmniej mam najświeższe informacje.
Obie się roześmiałyśmy. Wyglądało na to, ze wspomnienia przestały jej dokuczać.
-No dobra. Skończmy zwiedzanie Kwatery. Przedstawię ci kilku Paranormalnych- zaproponowałam.

<Kiro?>

Od Sebastiana- C.D. Shayery

Wysunąłem się przed dziewczynę, chociaż ta uparcie stanęła obok mnie. Mimo, że najwyraźniej ich znała, wolałbym aby trzymała się w bezpiecznej odległości. Przynajmniej do czasu aż agenci się zjawią.
Niepokoiło mnie to, że przybyli mają nadnaturalne zdolności. Było ich zdecydowanie więcej, a uzdolnienia jeszcze bardziej przechylały szalę zwycięstwa na ich stronę.
-Do tyłu- powiedziałem cicho do Shayery.- Zajmę się tym...
-Daj spokój. Nie dasz sobie rady. Nie z nimi wszystkimi- zaoponowała.
-A pilnując ciebie mam większe szanse?- spytałem.
-Przestań się rządzić- warknęła.- Nie będę stała z tyłu i patrząc jak cie leją.
-Do tyłu- wycedziłem. Jej brak wiary w moje możliwości był nie tylko obraźliwy, ale również wkurzający.-Jeżeli chcesz się na coś przydać, to złap to...
"Nie tak szybko"- usłyszałem w myślach. Zaraz potem poczułem się tak jakby w głowie miał potężny młot pneumatyczny. Zachwiałem się, ale zdążyłem złapać równowagę, głównie dzięki dziewczynie. Miałem zamiar ściągnąć do nas broń, ale w obecnym stanie nie mogłem nic zrobić.
-Blaise!- Shayera krzyknęła- Przestań!
Ciemnowłosy chłopak roześmiał się w odpowiedzi.
-Chciałbym z tobą porozmawiać, ale bez widowni i przeszkód- powiedział spokojnie.
-W takim razie karz im stąd odejść- poleciła.- On też pójdzie.
Potrząsnąłem głową utrząsając się z oszołomienia; Blaise najwyraźniej zakończył swoje tortury. Dopiero po chwili dotarło do mnie co chce zrobić.
-Zapomnij Shayero- powiedziałem.- Nie mam zamiaru stąd iść. Za dobrze się bawię- stwierdziłem z krzywym uśmiechem.
-Oh...Jak widzę przez te trzy lata zdołałaś zawrzeć nowe znajomości. Bardzo bliskie znajomości- chłopak powiedział wesołym głosem. Jakby na potwierdzenie tygrysica zamruczała chrapliwie. Po twarzach pozostałych tu obecnych nie było można nic wyczytać- Jake stał pod ścianą i zapalał właśnie kolejnego papierosa; reszta mężczyzn miała kamienne miny.

<Shayero? Przykro mi to mówić, ale nie mam pomysłów T_T>

Od Jane- C.D. Naoto


-yyy....czekajcie sprawdzę...-powiedziałam sięgając po komórkę-Jest 13:20.
-A dzięki, a jak się nazywasz?-zapytał jeden z nich. 
-Jane, a co? Coś nie tak?!-prychnęłam. 
-Nie, nic-odparł Naoto. 
-To dobrze, pa-rzuciłam idąc do pokoju. 
Hmm...Nie wydawali się nawet tacy źli, ale coś mi w nich nie pasowało. 
,,E, tam. Jeszcze ich poznam to zobaczę..." myślałam. 
Nudziło mi się więc włączyłam Facebook'a. 
Nic nowego: 6 powiadomień, 1 zaproszenie i 3 wiadomości na czacie. 
Po sprawdzeniu wszystkiego oraz rozpakowaniu postanowiłam wyjść się przewietrzyć. 
Po drodze spotkałam Allena. 

(Allen?)

Uwaga!

Witam!
W związku z tym, że jest kilka niedokończonych opowiadań postanowiłam zebrać te starsze- wszystkie są spisane w zakładce "Ogłoszenia"  w podpunkcie "W sprawie opowiadań...".
Gorąco proszę o nadrobienie zaległości!
Pozdrawiam!

Alice Liddell odchodzi!



Alice Liddell
Właściciel: Emo_Vampirka
Powód: Decyzja właściciela

Od Esmeraldy- C.D. Samanty


Wzbierała we mnie złość. Ja ona mogła czytać moje myśli ? To co, że są powierzchowne ! I tak weszła do mojego umysłu. Wstałam z ziemi i rzuciłam jej wściekłe spojrzenie. 
- Nie panujesz nad tym, czy po prostu chciałaś się o mnie czegoś dowiedzieć ? - warknęłam. 
Włożyłam rękę do kieszeni, ale o dziwo, nie było tam mojej zapalniczki. Przeszukałam obie kieszenie rurek, ale w żadnej jej nie było. Irytacja... To doskonałe uczcie. 
'' Cholerne spodnie ! Gdzieś musiała mi wypaść ! Uh... '' - pomyślałam nerwowo. 

<Samanto ?>


czwartek, 23 maja 2013

Od Samanty- C.D. Esmeraldy

Spojrzałam na nią z lekkim wstydem. Powinnam ją była o tym wcześniej poinformować. Kto jak kto, ale ja powinnam wiedzieć, że nikt nie lubi jak mu się grzebie po głowie.
-Jestem telepatką- powiedziałam w końcu.
-Czekaj...Czyli słyszysz moje myśli?
Westchnęłam ciężko. Zareagowała tak jak się spodziewałam.
-Potrafię czytać ci w myślach- uściśliłam- ale nie robię tego cały czas.
-Czytałaś mi w myślach?- spytała niespokojnie zmieniając pozycje.
-Tak, czytałam- powiedziałam cicho.
Wyczułam irytację. Jej irytację.
-Wiele usłyszałaś?
-Nie. Nie zagłębiałam się w twój umysł- odparłam w obronie.- Odbierałam tylko, powierzchowne myśli o silniejsze odczucia.
-Teraz tez to "odbierasz"?- spytała.
-Tylko silne emocje- powtórzyłam.
I nie kłamałam. Mimo, że daleko było mi od szperania w jej umyśle czułam jak jej emocje zalewają mnie niczym tsunami. Może nie dosłownie, ale najbliższa przyszłość, a przynajmniej kilka minut, nie zapowiadaają się różowo...

<Esme? Jak wygląda to "tsunami"? ;P>


środa, 22 maja 2013

Od Kurumi- C.D. Samanty


[...]
- Ale ostrzegam. Ci ludzie są nieźle popaprani. Prawda, Samanto? - zaśmiałam się. - Oj, już dobrze, dobrze. Nie będę go więcej zniechęcać. - dodałam uśmiechając się słodko. Spojrzałam na dziewczynę, a ona skinęła głową i ruszyliśmy w kierunku naszej kwatery głównej. Z początku ja i Samanta kroczyłyśmy z przodu, a Graves niemrawo dreptał za nami. Po jednak niezbyt długiej chwili zrównał się z nami krokiem.
Przez całą naszą wędrówkę chłopak co jakiś czas rzucał pytania dotyczące całej akcji, kwatery, agentów 'Tarczy' czy też innych istot obdarzonych paranormalnymi zdolnościami jak nasze, również zwerbowanych przez 'Tarczę'. WIększości odpowiedzi udzielała jednak Samanta, gdyż jak się okazało wiedziała więcej niż ja. No, i również chętniej udzielała owych informacji. Oczywiście, ja nie siedziałam wcale cicho. Co chwilę dorzucałam swoje 'trzy grosze' do wypowiedzi pozostałej dwójki i nie pozwalałam im zapomnieć o swojej obecności. 
W końcu dotarliśmy do kwatery. Gdy przekroczyliśmy próg, rozłożyłam ręce i zwróciłam się do chłopaka:
- Witaj w kwaterze 'Tarczy'!

<Samanto? Graves?>

Od Kiry- C.D. Samanty


- Moooże... - zaczęła Samanta
- Sam... Kto to? - przerwałam jej
Kilka metrów przed nami przeszła dziewczyna. Wysoka , szczupła, na oko 17 lat. Czarne włosy miała związane w kok.
- Ah, To Jane. - odpowiedziała Sam
- I ona też jest.... - zacięłam się - Paranormalną?
- Od niedawna - rzuciła 
- Duzo was tu jest? -
- Z tobą osiemnaście - powiedziała
- A wiesz ilu z nich ma to co ja? - spytałam ze zniecierpliwieniem
Nie wiem co ja chce osiągnąć. Rozweselić się? Poznać opinie innych...?
- Tak, Jane i Matthew.. - mruknęła
- Hym...
< Sam? Przepraszam ze takie krótkie - brak weny T.T >

Od Shayery- C.D. Sebastiana

- Nie przyzwyczajaj się lepiej - odparłam. - Dziękuje
Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Proszę bardzo - powiedział.
Sielankę przerwało szczekanie psa,właściwie dwóch psów.
- Lee daj spokój..-wtedy zorientowałam się,że to nie był tylko ostrzegawczy szczek. Momentalnie oboje zaczęliśmy się rozglądać. Spojrzałam w stronę drzwi,przez które chwile później wpadła ruda kulka wyraźnie zła i lekko pokiereszowana przez kogoś.
- Będzie wesoło-pomyślałam i wzięłam z stojaka ulubioną broń. Może to wydaje się dziwne,ale ufałam tej suce bezgranicznie.
Usłyszeliśmy wybuch i w sali zaczął kłębić się szaroczarny dym.
- Będziemy mieli towarzystwo-stwierdził Sebastian.
- Chyba wiem już kto to będzie.
Kiedy dym opadł, naszym oczom ukazała się postać kobiety:

Tuż za nią krążył Blaise:



- Czego tu chcesz?!-rzuciłam do niego.
- Spokojnie wszystko w swoim czasie.-odparł jak zawsze opanowany Blaise:
- Znalazłeś sobie nowe popychadło,a co się stało z Lilith?-zauważyłam uszczypliwie spoglądając na dziewczynę. Tak jak przewidywałam mój rozmówca zamilkł na wzmiankę o swojej młodszej siostrze.
Kiedy dym opadł okazało się,że wszystkie możliwe drogi ucieczki zostały odcięte,a my otoczeni przed kilku mężczyzn,członków mafii:

- Jake rusz się i zaczyć nas swoją obecnością-mruknął jeden z nich w stronę korytarza. Z głębi słychać było kaszlnięcie,a po chwili ukazał nam się ów Jake:





- Młody Criptic -szepnęłam do Sebastiana. Rozejrzałam się dookoła.-Zabawimy się-pomyślałam.
- Vermeera na co czekasz?!-rzucił do dziewczyny podirytowany Blaise najwyraźniej czytając moje myśli,jednak po chwili na jego twarzy znów pojawił się chytry,złośliwy uśmiech -Pokaż naszym znajomym swoje umiejętności.
Dziewczyna kiwnęła głową,a po chwili naszym oczom ukazało się zwierzę:



- Więc teraz nadal będziesz taka pewna siebie?-usłyszałam w głowie głos mojego dawnego nauczyciela.Ciszę jaka zapanowała przerwał jego wredny śmiech. Na ten dźwięk drgnęłam,przypomniało mi te wszystkie chwile w okresie przeszło 3 lat mojej nauki.
- Blaise nie zmieniłeś..chociaż myślałam,że masz trochę oleju w głowie - zakpiłam
- Za chwilę pojawią się tutaj agenci - dodał Sebastian
- O to się już nie martwcie - odparł tajemniczo.
<Sebastian?>

poniedziałek, 20 maja 2013

Zaproszenie....

Witam!
Chciałabym Was zaprosić do obejrzenia mojego prywatnego bloga- Historia dwóch światów.  Proszę nie sugerować się tytułem- to tylko przypadkowy zlepek slow i nie ma wielkiego odniesienia w opowiadaniach.
Mam nadzieję, że historia się spodoba.
Gorąco pozdrawiam!

roxette16

Od Esmeraldy- C.D. Samanty


- Wiesz... Jeśli używasz w walce swoich mocy, to broń nie jest ci potrzebna. Ja Beretty używam tylko w wyjątkowych sytuacjach, ale nie mam aż tak złego cela. - powiedziałam i schowałam moją broń do kabury, którą miałam na sobie. - To jest kwestia treningu. Jeśli będziesz ćwiczyć to na pewno będziesz trafiasz. - uśmiechnęłam się lekko. - A tak w ogóle... To jaką masz moc ? 
Nie zważając na dziewczynę i mężczyznę, siadłam na ziemi po turecku. 

< Samanta ? Oczywiście, że tak ^^ >

Od Samanty- C.D. Esmeraldy

Przyjrzałam się jej uważnie. Podziwiałam ja pod pewnymi względami  była stanowcza , bezwzględna , nie poddawała się i umiała stawić się problemom. Te cechy raczej nie pasowały do mnie...
-Moje treningi nie wyglądają lepiej- zapewniłam.
Windą dojechaliśmy na dziewiąte piętro. 
-Sporo tu broni- stwierdziła Esmeralda gdy znalazłyśmy się na miejscu.
-Nieco przytłaczające, prawda?
-Nieco- mruknęła.
-Jeśli chcesz możesz wziąć jedna z ich broni-zaproponował Noctourn. Dziwiła mnie jego cisza- to prawda, ze nigdy nie był wygadany, ale teraz prawie się nie odzywał. Może postanowił ,zostawić wszystko w moich rękach?
-Dzięki, ale mam swoją.- Dziewczyna wyjęła zza paska spodni pistolet.
Ja natomiast skorzystałam z propozycji agenta. Nie wiem nawet co wzięłam- i tak przy moich umiejętnościach nie miało to znaczenia.
Ustawiłyśmy się przed tarczami i nałożyłyśmy nauszniki. 
Potem wystrzeliłyśmy po magazynku.
Efekty naszego "treningu" były różne- większość pocisków Esmeraldy trafiło w środek tarczy; u mnie sytuacja miała się gorzej- nie trafiłam ani razu.
zerknęłam na dziewczynę z lekkim zażenowaniem.
-Mówiłam, że nie jestem w tym najlepsza- powiedziałam w ramach usprawiedliwień.
-Nie było najgorzej.
Jeszcze raz na nią spojrzałam- tym razem z krzywym uśmiechem na twarzy.
-Fakt. Ostatnio wypadłam gorzej.


<Esme? Mogę Cię tak nazywać?>

Od Samanty- C.D. Kiry

Uśmiechnęłam się do niej:
-O to nie musisz się martwić. Paranormalni mają tu własne apartamenty.
-Paranormalni?
Westchnęłam. Ciekawe czego jeszcze nie zdążyli jej powiedzieć?
-Taak. Tacy jak my- ludzie o paranormalnych zdolnościach. Tak są tutaj nazywani- powiedziałam zwięźle.
-Świetnie- powiedziała z grymasem. Nawet bez zdolności telepatycznych wiedziałam, ze nie pasuje jej to określenie. Wow, ale ze mnie geniusz dedukcji. Nie poruszyłam jednak tematu , postanawiając, że pogłębię go później.
-Rosteno, jaki jest jej numer pokoju?- spytałam kobietę.
Czarnowłosa zerknęła w papiery i z radosnym uśmiechem oznajmiła:
-68. Zaprowadzisz ja tam?
Czasem bywa okropnie irytująca.
-Tak, oczywiście. Oprowadzę ja też po Kwaterze- dodałam szybko, widząc, ze otwiera usta.
Rostena rozparła się wygodnie w swoim skórzanym fotelu.
-Wielkie dzięki, Sam. Jeśli chcesz mogę poprosić o to innego agenta...
Przerwałam jej:
-Myślę, ze Kira poczuje się lepiej mając do towarzystwa kogoś w swoim wieku.
Najszybciej jak to możliwe wyprowadziłam nas z jej gabinetu. Jeszcze byłaby skłonna przydzielić mi do "pomocy" Skorpiona... Aż się wzdrygnęłam na tę myśl.
-Najpierw twoje nowe lokum, później reszta- oznajmiłam Kirze.

Kilka minut po wizycie u Rosteny byłyśmy już na piątym piętrze przed pokojem Kiry.
Podałam dziewczynie klucz.
Kira otworzyła drzwi z wahaniem. Chwilę później miałam okazję podziwiać autentyczne zdziwienie i radość. Nic dziwnego- w końcu pokój nie ustępował w niczym innym pomieszczeniom w Kwaterze.
-Tu jest...
-Świetnie? Luksusowo? Elegancko?- dopowiedziałam za nią.
-Taak. Wszystko jest tutaj takie?- spytała wchodząc do środka i rozglądając się tam z coraz większym zachwytem.
-Chodź, oglądać wnętrza będziemy później- powiedziałam.- Teraz na salę treningową. Chociaż, nie... Na piętro minus sześć- oznajmiłam z wesołym uśmiechem.
-A co tam jest?
-Przekonasz się.
Ruszyłyśmy do windy. Po kolejnych minutach jazdy znalazłyśmy się na miejscu. I tutaj Kira rozglądała się z mieszanymi uczuciami- podziwem i niepewnością. Rozumiałam ją - sama przeżytym to samo całkiem niedawno. I pomyśleć, że tyle się od tego czasu zmieniło...
-Gdzie idziemy?- po raz dziewiąty nieustępliwie powtórzyła Kira. Na jej nękające mnie pytanie odpowiedziałam jedynie zawadiackim uśmiechem, na który ona- westchnieniem pełnym rozczarowania. Nie umniejszyło jednak jej zainteresowania .
Przeszłyśmy korytarzem . Przypomniałam sobie moją rozmowę z Noctourn'em, którą tu właśnie odbyliśmy. I jego tajemniczość, która chyba zaczęła udzielać się również mi. Na tę myśl uśmiechnęłam się lekko.
-Uśmiechasz się - z rozmyślań wyrwał mnie głos Kiry.- Coś kombinujesz, prawda?
-Nic wielkiego- zaoponowałam.
Doszliśmy do końca korytarza i pchnęłam metalowe drzwi. Naszym oczom ukazało się królestwo Konstruktora. 
-Co to za graciarnia?
Omal nie parsknęłam śmiechem.
-To nie graciarnia. To..- sama nie wiedziałam jak to nazwać.- Można to porównać do laboratorium doktora Frankensteina.
-W takim razie ja jestem szalonym doktorkiem- zza stert metalu dobiegł nas stłumiony głos. Zaraz potem pojawił się blondyn.
-Konstruktorze, chciałabym ci kogoś przedstawić- zaczęłam.
-A gdzie "dzień dobry"?- spytał mężczyzna zbliżając się do nas.
-Mnie też miło cię widzieć- powiedziałam z uśmiechem.-To Kira. Właśnie do nas dołączyła.
-Z Paranormalnych?- spytał zdejmując rękawice i ściskając rękę dziewczyny.
-Tak..Z Paranormalnych- Kira potwierdziła niechętnie.
-Co was sprowadza do moich skromnych progów?
-Oprowadzam ją po Kwaterze. Postanowiłam zacząć od podziemi.
-Nad czym pracujesz?- Kira wskazała na stertę złomu przy której jak przyszłyśmy majstrował mężczyzna.
-Ach, nad niczym dużym. Taki mój kaprys...
-Dobra, my już lecimy- rozporządziłam.
-To teraz gdzie?- Kira spytała gdy już byłyśmy w windzie.

<Jakieś ciekawe pomysły :3?>

Od Esmeraldy- C.D. Samanty



Samanta była bardzo miła i mimo tego, że nie okazywałam zaciekawienia i byłam oschła, brnęła dalej i chciała mnie oprowadzić. Zdziwiło mnie to, ale ta dziewczyna wydała mi się wielką i ciekawą niewiadomą. Gdy zaprowadziła mnie do pokoju, jego wygląd lekko mnie zdziwił. Stało w nim miękkie, nowe łóżko, ładnie wykończone meble. Z okna było widać kilka innych wieżowców i budynków. Byłam zachwycona, ale nie chciałam, żeby było to po mnie widać. Zrzuciłam plecak na ziemię i odwróciłam się w stronę Samanty. Chciała mnie oprowadzić, więc się zgodziłam. Zaprowadziła mnie do sali treningowej. 
- Jeśli chcesz możesz poćwiczyć. Zwiedzanie możemy przełożyć. - powiedziała miłym, melodyjnym głosem. 
Podrapałam się po głowie. 
- Hm... Możemy, ale nie jestem pewna czy dam radę. - powiedziałam - Zazwyczaj moim treningiem było bicie się z jakimiś kolesiami w ciemnych uliczkach. To... - wskazałam na wargę i łuk - To jest skutek tego treningu. Ale oczywiście, mogę spróbować. 
Uśmiechnęłam się lekko. 

< Samanta ? Przepraszam, że tak krótko... >

Od Kiry- C.D. Samanty


Stałam z miną mordercy. Nie lubię jak ktoś grzebie mi w myślach. Wystarczy, że ja wiem co przeżyłam. Inni nie muszą. Nie chce, żeby ktokolwiek wiedział co musiałam przeżywać z tym duchem.
Westchnęłam
- Dobrze... powiedzmy, że dołączę do Tarczy. Czy wtedy zrobią coś w tym? - popukałam się w głowie - Chodzi mi o mój dar i przekleństwo jednocześnie - Dodałam widząc, że mimo jej talentu telepatycznego, nie wie o co mi chodzi.
- Ta-ak - rzuciła
A co mam do stracenia?
- Więc w drogę - mruknęłam wymijając ją i kierując się do budynku z, którego w pięknym stylu wyskoczyłam. - od razu zaznaczam, że za okno im nie zapłacę - spojrzałam na nią z wymuszonym uśmiechem. To była chyba jedyna osoba, która wie co mogę jej zrobić kiedy tylko mnie polubi.
Zdziwiłam się, gdy usłyszałam chichot. 
- Tak... raczej nie każą ci za nie zapłacić
Nie minęła chwila a znalazłyśmy się przy drzwiach.
Zawahałam się.
No bo... co ja tak naprawdę będę z tego mieć? Grupę dorosłych, którzy będą udawać, że mi pomagają, a tak naprawdę więcej zrobiłabym sama? Nie dziękuje.
Ale na swój dziwny i niewłaściwy sposób lubię Sam. Ale coś mi mówi, że nie powinnam.
Pchnęłam drzwi i skierowałam się do gabinetu Rosteny.
- Wiedziałam, że zmienisz zdanie - powiedziała odwrócona do mnie tyłem. - zaraz załatwimy co trzeba i możesz do nas dołączyć
Właśni wstawiali nową szybę. Chyba nie ja pierwsza wpadłam na to aby wyskoczyć przez okno.
- Nie po to tu przyszłam - powiedziałam czując na sobie dziwne spojrzenie Samanty
Rostena odwróciła się również zdziwiona.
- Znaczy... no w sumie po to... Ale zanim zdecyduje się tak ostatecznie... - Zacięłam się - Ja... Czy jest jakakolwiek możliwość że....
Rostena kiwnęła przecząco głową
- Kiro... wiele możemy dla ciebie zrobić, ale to jest niewykonalne. Zrozum.
- Rozumiem - powiedziałam z krzywym uśmiechem 
- Ale nadal masz zamiar dołączyć do nas? - spytała Sam
- Tak, Tak - powiedziałam 
- To już zmykajcie - powiedziała Rostena
Zasmucona faktem, że tym razem będę musiała wyjść stąd w bardziej cywilizowany sposób, wyszłam z budynku
- Problemem zostanie miejsce mojego aktualnego zamieszkania... Sam, wiesz bo ja nie mam na razie domu - uśmiechnęłam się, jak zawsze krzywo - Pomożesz mi coś znaleźć?? 
< Samanta? O.O? Spoczko  ty mi wystarczasz <3 >

niedziela, 19 maja 2013

Od Samanty- C.D. Kiry

(Wybacz, że nie jestem chłopakiem, ale musisz się mną zadowolić `v`)


Siedziałam na ławce czytając książkę i obserwując  ganiającego kaczki Sahiba. Pies biegał w wodzie rozchlapując ją na oburzonych przechodniów. 
Gdy usłyszałam przeciągłe "hey" zaskoczona zerwałam się z miejsca. Zaraz potem usłyszałam śmiech. 
Wściekła odwróciłam się w stronę jej właścicielki- wysokiej, szczupłej i wyzywająco ubranej dziewczyny.
-Co ty do licha wyprawiasz?- wycedziłam zirytowana z trudem kontrolując swoje zdolności. Nie miałam pojęcia co mogłabym jej zrobić i mimo sytuacji w jakiej ja poznałam, wolałabym tego nie sprawdzać. Cóż, mam zbyt miękkie serce aby krzywdzić wszystkich wokół.
-Przywitałam się tylko- powiedziała z arogancją. Z miejsca poczułam do niej niechęć. Nie musiałam nawet czytać w jej umyśle, aby wiedzieć co tam znajdę.
Mimo to zajrzałam. I to co zobaczyłam nie spodobało mi się w najmniejszym stopniu.
-Rozmawiali z tobą?- spytałam z niedowierzaniem.
-Co? Kto z mną rozmawiał?- spytała zbita z tropu.
-Oni. Ci z Tarczy. 
Spojrzała na mnie jak na debilkę, ale potem w jej oczach pojawiło się zrozumienie. Na szczęście, bo już chciałam zrobić mały pokaz swoich umiejętności...
-Masz na myśli tych ludzi, którzy chcieli żebym do nich dołączyła?
-Tak. Chyba się nie zgodziłaś i... Miałaś całkiem niezłe wyjście- dodałam dusząc śmiech.
Dziewczyna- Kira, posłała mi wściekłe spojrzenie.
-A ty niby kim jesteś? Nie było cię tam.
-Niestety.- Nie udało mi się- parsknęłam krótkim śmiechem.
Poczułam coś podobnego do tego, co dzięki treningom z Noctourn'em zaczęłam odczuwać gdy ktoś włazi mi do głowy. Ale to nieco się od tamtego różniło..
Tak jak radził mi Bielikow- skupiłam się na jednej rzeczy- mój wybór padł na oczy dziewczyny, które teraz zaczęły się niemal jarzyć czerwonym blaskiem- i wytworzyłam mentalną tarczę. Najwyraźniej podziałało, bo Kira posłała mi kolejne miażdżące spojrzenie.
-Jestem telepatką. Takie sztuczki na mnie nie działają- powiedziałam siląc się na spokój.- Jednak jeśli chcesz się podszkolić...- zrobiłam pauzę- najlepiej będzie jeśli dołączysz do Tarczy. 
Prychnęła gniewnie.
-Nie potrzebuje waszej pomocy. Poradzę sobie sama.
Spróbowała mnie wyminąć, ale zagrodziłam jej drogę.
-Jesteś pewna? Z tego co widziałam w twoich wspomnieniach- pozwoliłam sobie na drobny uśmiech pełen złośliwej satysfakcji- Rostena nie wyłożyła ci wszystkich bonusów jakie dodają.
-Posłuchaj mała- wytknęła mi mój mało imponujący wzrost, co nieco mnie zirytowało- nie potrzebuję ani ich idiotycznego szkolenia, ani niczego innego co mogą mi dać, jasne? A teraz daj mi spokój.
Mimo jej twardej i zdecydowanej postawy wyczułam w jej myślach niepewność.

<Kiro?>


sobota, 18 maja 2013

Od Samanty- "TAMTO życie"

{To krótkie opowiadanie dedykuję Frey'owi, bez którego zachęty napisałabym to o wiele, wiele później, a może i wcale. Możliwe, że to jedyna osoba, która przeczyta historię życia Sam od deski do deski.}

Trzy lata temu wszystko było inne. Miałam rodzinę, dom, własną przystań, znajomych... Jednak kilka chwil zaważyło o tym, że wszystko to straciłam.




Właśnie skończyły się lekcje i wracałam do domu. Jak zwykle wybrałam dłuższą drogę przez park. Nad stawem przystanęłam by podkarmić kaczki- grupkę hałaśliwych i ufnych ptaszysk.
Ojciec. W żadnym wypadku "tata". To z jego powodu większość czasu wolnego spędzałam poza domem.
Jeszcze godzinę wałęsałam się po zatłoczonych ulicach Nowego Orleanu. Mijałam zupełnie obcych ludzi i z ciekawością zaglądała w ich umysły. Wiedziałam, że naruszam ich prywatność, ale chęć ucieczki od własnego życia była silniejsza od zasad moralnych.
Potem, przez pół godziny siedziałam nad rzeką. Powolny i leniwy ruch wód Missisipi zawsze pozwalał mi się skupić. To tak jakby jej nurt odbierał mi część trosk. Lubiłam marzyć, że pewnego dnia odpłynę stąd kołysana przez łagodny ruch fal. Już teraz wypływałam w podróże zwiedzając jeszcze nieznane miasta wzdłuż Missisipi.

Jednak kiedyś, jak zawsze zresztą,  musiałam się poddać i wrócić do domu. Tym razem jednak czekała mnie niemiła niespodzianka.
Już w progu dostrzegłam stertę walizek podróżnych. Samo to było niepokojące, ale gorsze było, że walizki należały do mamy. A jeśli ona wyjeżdża i wcześniej nic o tym nie mówi, to znaczy, że zostaję tutaj. Z nim.
-Mamo?-zawołałam rzucając torbę przy schodach.-Mamo, gdzie jesteś?!
-Tutaj!- z góry dobiegł mnie kobiecy głos.
Pognałam po schodach przeskakując po dwa stopnie na raz. Gdy znalazłam się na piętrze skierowałam się do sypialni rodziców. Zastała tam czarnowłosą, wysoką kobietę.
-Wreszcie jesteś- powiedziała z ulgą.- Już myślałam, że się rozminiemy.
-Wyjeżdżasz?
-Tak. Na konferencję.
-Nie mówiłaś o tym wcześniej- wytknęłam.
-Dopiero dziś się o tym dowiedziałam- odrzekła przyciągając mnie do siebie i mocną przytulając.- Córka przełożonej miała wypadek i muszę ją zastąpić.
-A ja?
-Zostajesz z tatą- oznajmiła jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.- Nie będzie mnie tylko miesiąc.
-Tylko?- powróżyłam z przerażeniem.- Aż miesiąc.- I o miesiąc za długo- dopowiedziałam w myślach.
-Och, skarbie- westchnęła mama.- Daj spokój. Jesteś już prawie dorosła. Dasz sobie radę.
Chciałam odpowiedzieć jakąś ciętą uwagą, ale w drzwiach pojawił się On.
-Co tam porabiają moje słodkie kruszyny?- spytał wesoło.
Spojrzałam na niego z odrazą. Ojciec jak na swoje czterdzieści lat był w całkiem niezłej formie. Wysoki, szczupły, zawsze zadbany. Ciemne włosy już z lekka przyprószone siwizną zaczesał gładko do tyłu, a zielone oczy patrzyły na świat spod spuszczonych powiek. Pociągła twarz o wysokim czole jak zwykle na użytek innych wyrażała jedynie radość.
-Rozmawiamy- powiedziała mama.- Sam nieco przejmuje się moim wyjazdem.
-Bez potrzeby. Zajmę się nią- od powiedziała patrząc na mnie czujnie; z ostrzeżeniem.
Przełknęłam głośno ślinę i wyswobodziłam się z objęć matki.
-Muszę coś załatwić. Postaram się wrócić jeszcze przed twoim wyjściem.- Skończyłam mówić i uciekłam z pokoju. Przechodząc przez drzwi starałam się nie dotykać stojącego tam mężczyzny.
Potem wybiegłam z domu łapiąc po drodze swoją torbę.
Nie miałam celu. Po prostu chciałam uciec.
Byłam w parku, nad rzeką, w bibliotece- żadne z tych znanych mi miejsc do tej pory uważanych za azyl od kłopotów i problemów, nie przyniosły oczekiwanej ulgi. Więc znów bezmyślnie wędrowałam ulicami Nowego Orleanu.
W mojej głowie kołatały się najróżniejsze myśli i tworzyły ponure scenariusze następnego miesiąca. By przed tym uciec zagłębiałam się w umysły innych, ale nawet to teraz nie przynosiło ulgi.

Miałam już dosyć ojca- tych niby przypadkowych dotknięć, przeciągłych spojrzeń, wieloznacznych uwag. A przede wszystkim miałam dosyć dni, kiedy matka musiała wyjechać. Wtedy było najgorzej.
"Nie dam rady przetrwać tych cholernych trzydziestu dni!"- wrzasnęłam w myślach. Kilka osób rozejrzało się wokół. "Świetnie, teraz jeszcze dzielę się tym z innymi"-pomyślałam kpiąco.
Zawędrowałam do gorszej, podniszczonej części miasta. Tutaj panował innego rodzaju gwar, niż ten do którego już dawno przywykłam Jednak tej różnicy nie da się ubrać w słowa. To trzeba zobaczyć samemu.
Rozglądałam się z zainteresowaniem po ozdobnych straganach. Na każdym stoisku wystawiono co innego- od biżuterii, przez tanie i nieco tandetne drobiazgi  po różnego rodzaju ozdoby. Moją uwagę przyciągnął jednak niepozorny, posiwiały i brodaty mężczyzna o twarzy ogorzałej od słońca i pooranej licznymi zmarszczkami .
Podeszłam do niego z wahaniem.
-Dzień..dzień dobry-powiedziałam niepewnie.
-Dzień dobry- mężczyzna przywitał mnie z serdecznym uśmiechem.- W czym mogę pomóc młodej pani?
-Chciałabym...
-Tak?
-Kupić nóż.
Starzec roześmiał się, co zbiło mnie z tropu. Zajrzałam do jego umysłu, ale nie wiele się stamtąd dowiedziałam. Chyba był szalony.
-Jeśli chcesz kupić nóż...-powiedział z trudem, bo zaczął pokasływać.- ...pójdź lepiej do tamtej kobiety- wskazał stoisko zasłane sprzętami kuchennymi, znajdujące się kilka metrów od nas.- Ja sprzedaję broń białą. Lub palną jeśli ktoś naprawdę potrzebuje- powiedział konspiracyjnym szeptem nachylając się w moją stronę.
Nie miałam pojęcia jak na to zareagować, więc po dłuższej chwili wydusiłam z siebie:
-Chciałabym kupić nó..broń.
-Już lepiej- stwierdził z szerokim uśmiechem.- Proszę, to wszystko co mam- powiedział rozkładając ręce nad blatem stołu. Na nim leżała niewielka kolekcja starca.
-Mógłby mi pan coś doradzić?-spytałam.
-Oczywiście. Na jaką okazję się pani zaopatruje?
-Hm..To tak dla...
-Zabezpieczenia?- podpowiedział.
-Tak, właśnie. Dla zabezpieczenia.
-W końcu Nowy Orlean nie należy do najbezpieczniejszych miast, prawda?
-Prawda-przytaknęłam ochoczo, szczęśliwa, że starzec mylnie wszystko interpretuje.
-No i w końcu na taką młoda dziewczynę jak ty z pewnością czeka wiele niebezpieczeństw.
-Zawsze lepiej się zabezpieczyć- przyznałam.
-I nie powiesz mi jakie niebezpieczeństwa czają się dla ciebie?
-Tak-odparłam bez chwili zastanowienia.- To znaczy nie!-powiedziałam, gdy dotarło do mnie, co ten pokręcony staruszek powiedział. Chyba podniosłam nieco głos, bo kilka osób spojrzało w tą stronę.- Nie powiem panu jakie niebezpieczeństwa na mnie czekają bo ich nie znam-powiedziałam najbardziej stanowczym i dumnym głosem na jaki było mnie stać.
Mężczyzna zrobił rozczarowaną minę.
-Rozumiem, rozumiem...-wymruczał.- A wracając do broni... Polecam to.- Podał mi coś w czarnym pokrowcu. Przyjęłam broń , ale trzymałam ją z dala od siebie w wyciągniętej ręce.
Starzec westchnął zdegustowany.
-To bagnet AK 07- powiedział rzeczowo.- Możesz go wyjąć z pokrowca. Nie ugryzie, jeśli będziesz ostrożna.No, dalej-poganił mnie.-Nigdy nie miałaś broni w ręku?
Spełniłam polecenie starca.
-Nie-wyznałam przyglądając się ciemnej rękojeści, która znakomicie wpasowała mi się w dłoń i krótkiemu, żelaznemu ostrzu.-Piękny.
-Pasuje do ciebie- starzec stwierdził po chwili namysłu.
Spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Ile płacę?
-To prezent.
-Słucham?- spytałam zdziwiona.
-Jest twój. Za darmo.
-Och.. Dziękuję.
Starzec kiwnął głową.
-Mam nadzieję, że ci pomoże to przetrwać- powiedział cicho, zmieniając ton na poważny.
-Słucham? Przetrwać "co"?
-To dlaczego chcesz go mieć- odpowiedział enigmatycznie.-Idź już. I tak nie zdążysz się z nią pożegnać, ale idź. Będzie ci to łatwiej znieść.
Stałam oniemiała. Nie wiedziałam co powiedzieć; jak go zrozumieć.
Tymczasem siwowłosy mężczyzna zajął się następnym klientem- podstarzałym, łysiejącym człowieku w brudnych ciuchach. Zachowywał się tak jakby nasza rozmowa nigdy się nie odbyła..
Nadal otumaniona i skołowana ruszyłam w drogę powrotną. Nogi same mnie tam niosły, bez zgody umysłu. Zupełnie jakby słowa tamtego starca miały nadludzką moc. Może i tak było, jednak już nie chciałam tam wracać i tego sprawdzać. Teraz musiałam jedynie sprostać swoim problemom.
Poczułam się tak,  jakby wstąpiły we mnie nowe siły; nowa odwaga. Nadal nie wiedziałam co zrobić  ale byłam pewna, że ojciec już nigdy więcej mnie nie tknie.

Do domu wróciłam późno. Tak jak mówił straganiarz  mamy już nie było. Nie miałam wątpliwości, że to ją miał na myśli. Miałam olbrzymia nadzieję, że jego dalsze słowa również się sprawdzą.
Przemknęłam cicho do pokoju. Zamknęłam drzwi i usiadłszy na parapecie zaczęłam gorączkowo zastanawiać się nad tym, co mam zrobić. Bezmyślnie wpatrzona w nocne niebo nie zauważyłam kiedy minęła godzina od mojego powrotu. Dopiero ciche, niemalże melodyjne pukanie wyrwało mnie z rozważań.
Miałam dwa wyjścia- zignorować ojca i udać,  że śpię, co nigdy nie uwolniłoby mnie od problemów. Mogłam też otworzyć mu.... i jeśli dobrze rozegram plan (nie gotowy zresztą) wieść później spokojne życie. Bez ojca. Zdecydowanie druga wersja wzięła górę.
Wyjęłam bagnet z pokrowca, wsunęłam go pod poduszkę i podeszłam do drzwi. Zanim rozległo się kolejne tak znane mi pukanie, otworzyłam je.
Miałam olbrzymie poczucie wstydu i niepewności. Jednak już było za późno by się wycofać- ojciec właśnie wchodził do pokoju.
-Myślałem, że śpisz- wyszeptał opierając się o framugę. Miał na sobie szary, z pewnością drogi szlafrok.
Przełknęłam ślinę.
-Myślałam- zdołałam wydukać. Bałam się,  że zaraz się rozpłaczę, że nie dam rady.
-Boisz się?- spytał cicho.
Nie opowiedziałam. Nie miałam zamiaru ani się przyznawać , ani skłamać. Żadna odpowiedź nie byłaby dobra.
Ojciec podszedł do mnie. Z każdym jego krokiem w moją stronę  ja cofałam się w tył. Aż zostałam zapędzona, jak to uroczo nazywają- w kozi róg. 
Gdy uderzyłam łydkami w brzeg łóżka zalała mnie fala paniki. Nie chciałam się godzić na to, co on chce ze mną robić. Nic nie mówiłam przez ponad cztery lata. Wreszcie mam odwagę powiedzieć "STOP". Nie zmarnuję tej szansy.
-Sam.. Nie bój się- wyszeptał tuż przy mnie muskając czubkami palców moją twarz. Miałam ochotę ją odepchnąć.- Wszystko będzie tak jak zawsze. Nawet nic nie poczujesz.- Zaczął wodzić dłonią wzdłuż mojej szyi. Po plecach przebiegły mnie lodowate ciarki.- Tak jak zawsze...- mruknął i przesunął rękoma wzdłuż mnie, aż do bioder. Delikatnie złapał za brzeg bluzy i zaczął powoli podciągać ją w górę.
-Nie- powiedziałam cicho, niemal niedosłyszalnie. 
-Słucham kotku?- spytał. Bluza była podciągnięta już niemal do ramion.
-Nie- powtórzyłam z mocą.- To koniec.
-O czym ty mówisz, Samanto?
-Zostaw mnie!-wrzasnęłam odpychając go z taką siłą , że uderzył w kant biurka  Był ode mnie silniejszy, to prawda, ale ja byłam zdeterminowana, przerażona i zasilana przez potężną dawkę adrenaliny. To każdego może zwalić z nóg. -To koniec. Już więcej mnie nie tkniesz.
Patrząc w twarz ojca wymacałam prawą ręką bagnet. Gdy chwyciłam go w dłoń i wyciągnęłam przed siebie poczułam się o wiele pewniej.
-Słonko, co ty wyprawiasz?- spytał słodko, ale z nutką dezaprobaty i irytacji.
-To co powinnam była zrobić już dawno temu- wycedziłam.
-Daj spokój. Nie wiem o co ci chodzi. Odłóż to i wszystko będzie jak za...
-NIE!-wydarłam się.- Nie odłożę go! I nic już nie będzie jak zawsze! Rozumiesz!? Już nigdy więcej mnie nie tkniesz. Nigdy!
Na twarzy ojca pojawił się gniew. Rzadko miałam okazję widzieć jego twarz zdenerwowaną. W sumie nigdy nie wściekł się aż tak bardzo. Czułam z tego powodu satysfakcję i dumę. Co dziwne, mimo że przez całe życie starałam się wszystkich chronić i nie ranić, czułam olbrzymią radość z tego, że sprawiłam mu ból. Jemu. 
-Odłóż to- warknął podchodząc do mnie. Musiał się zatrzymać w odległości metra, bo nadal trzymałam bagnet w wyciągniętej ręce. - Powtórzę tylko raz: Odłóż. To.
Jedyną reakcja na jego słowa był kpiący uśmiech, który rozjuszył go jeszcze bardziej. Wyczuwałam to, mimo, że starałam się zamknąć umysł. To jedyne miejsce którego nie splamił swoja obecnością.
Ojciec błyskawicznym ruchem złapał mnie za nadgarstek. Wykręcił mi dłoń, jednocześnie odginając kciuk. 
Broń wypadła mi z ręki i z głuchym brzdękiem uderzyła o drewnianą podłogę. Poczułam się tak, jakby odebrano mi część mnie. Jakby tarcza jaką do tej pory się osłaniałam znikła, a ja zostałam obnażona. Przed nim.
"NIE! NIE! NIE!"- wrzeszczałam rozpaczliwie w myślach.-"To miał być koniec! Miał mnie już nie tknąć!" 
Popchnął mnie na łóżko. Niefortunnie uderzyłam głową w drewniana ramę. Zabolało i przez moment pojaśniało mi przed oczami. To chwilowe zamroczenie sprawiło, że ominęłam moment gdy ojciec, już bez szlafroka przygniata mnie swoim ciałem.
-Zostaw mnie!- krzyczałam próbując mu się wyrwać.
-Chciałem po dobroci- mruczał. Mięśnie twarzy drgały my jakby ta, miała zaraz się rozlecieć. Nie miałabym nic przeciwko. Ta myśl tak mnie rozbawiła, że z trudem powstrzymałam śmiech. Dodała mi też odwagi do działania. Zaczęłam macać po podłodze w poszukiwaniu bagnetu.- Musiałaś mi się sprzeciwić, he? Udać bohaterkę? Myślisz, że to coś da? Nie?! Zrobię to bez twojego pozwolenia jeśli trzeba!- Poczułam jak rozpina mi spodnie  Zaczęłam panikować. 
-Nie! Zostaw!- zawołałam.
Uderzył mnie w twarz.
-Zamknij się- warknął i brutalnie wymusił na mnie pocałunek.
Teraz to i ja się wściekłam. Gniew przemieszał się z przerażeniem. 
Gorączkowo szukałam broni, gdy ojciec zaczął mnie macać. Było to okropne, ale przynajmniej odbierało mu możliwość pójścia na całość.
Gdy znów zaczął mnie całować wreszcie udało mi się zlokalizować podarunek od starca."Mam nadzieję, że pomoże ci to przetrwać"- przypomniały mi się jego słowa. 
"Nie przetrwać. Przerwać."- pomyślałam z siłą chwytając pewnie  bagnet AK 07. Nie myśląc długo zamachnęłam się nim i uderzyłam na chybił trafił.
"Pasuje do ciebie"- kolejny urywek naszej rozmowy zagłuszył krzyk bólu. 
Kolejny zamach.
"To prezent...Jest twój."
Metaliczna woń krwi. Poczułam napływ mdłości, ale zignorowałam je i zadałam kolejny cios.
Ojciec z jękiem bólu stoczył si na podłogę uwalniając mnie. Błyskawicznie zerwałam się na równe nogi.
Chwyciłam torbę, odnalazłam pokrowiec i szybko ruszyłam do drzwi, nie patrząc na mężczyznę pojękującego cicho.
Dopiero gdy wymówił moje imię spojrzałam w jego stronę.
Ojciec leżał nagi, cały zakrwawiony na drewnianej podłodze zwijając się z bólu.
-Samanto..- wycharczał.- Prze..praszam...
Ten widok ścisnął mnie za serce i związał żołądek w supeł  Teraz naprawdę zrobiło mi się nie dobrze i poczułam...litość?
Litość i współczucie po tym co mi zrobił? To absurd. Czyste szaleństwo. Ale jednak...
Wychował mnie. Opiekował się mną. Troszczył. Mama go kochała.. Nie mogłam pozwolić mu umrzeć tak po prostu go tu zostawiając.
Ale też nie chciałam mu pomagać.
Zdecydowałam się na ultimatum- wygrzebałam z torby telefon i drżącymi dłońmi wystukałam numer pogotowia. Podałam im informacje o tym, gdzie, co i kto, ale pominęłam jak i dlaczego. potem szybko się rozłączyłam i wybiegłam z pokoju.
Byłam już przy drzwiach wyjściowych, gdy coś mnie tknęło. Zawróciłam do salonu. Wytrzasnęłam z torby kartkę i długopis. Napisałam krótki list do mamy.

Mamo, bardzo Cię przepraszam. Powinnam była Ci to powiedzieć już wtedy, kiedy to się zaczęło, ale się bałam. I tak potwornie się wstydziłam. On mnie wykorzystywał seksualnie. 
Po krótkim namyśle skreśliłam ostatnie zdanie i zaczęłam od nowa, zdecydowana by przekazać jej to wszystko bez owijania. 
On mnie gwałcił. Przez cztery lata; odkąd skończyłam dwanaście lat mnie dotykał. 
Znów skreśliłam ostatnie słowa.
Teraz jest już za późno, by coś z tym zrobić. Nie miej o to do siebie żalu. To nie Twoja wina. Tylko jego.
Już nigdy więcej się nie zobaczymy, więc wiedz, że Cię kocham.
Samanta

Skończony list wyglądał tak:


Mamo, bardzo Cię przepraszam. Powinnam była Ci to powiedzieć już wtedy, kiedy to się zaczęło, ale się bałam. I tak potwornie się wstydziłam. On mnie gwałcił. Przez cztery lata.Teraz jest już za późno, by coś z tym zrobić. Nie miej o to do siebie żalu. To nie Twoja wina. Tylko jego.
Już nigdy więcej się nie zobaczymy, więc wiedz, że Cię kocham.
Samanta
P.S.

Wybacz, że zabrałam oszczędności- Twoje i jego, ale nie miałam innego wyjścia.

Odłożyłam notkę na półkę z książkami, wiedząc, że często tam zagląda.
Potem podeszłam do masywnej, rzeźbionej szafy. Uklękłam przed nią i odliczyłam trzy listwy od lewej. Zobaczyłam lekko obluzowany panel. Odciągnęłam go i wyjęłam całą zawartość tej małej rodzinnej skrytki. Musiało być tam kilka tysięcy, ale nie zawracałam sobie głowy liczeniem, wiedząc, że pogotowie może przyjechać tu lada moment.
Gdy torba była już załadowana zdecydowanie ruszyłam do wyjścia. Nie oglądając się już na nic wybiegłam z domu. Ruszyłam do portu
Gdy byłam na miejscu kupiłam bilet na najbliższy statek. Do odpływu została godzina, wiec usiadłam na ławce.
Po dwudziestu minutach ukradkowych i przerażonych spojrzeń ludzkich, wreszcie odważyłam się otworzyć umysł i wybadać sprawę. Oczami przypadkowej kobiety zobaczyłam siebie wciśniętą w krzesło. Byłam cała zakrwawiona  czerwone plamy miałam na twarzy, dłoniach i ubraniu. Pośpiesznie wycofałam się z jej podświadomości i chyłkiem umknęłam do toalet. Tam się umyłam i zaczesałam. Niestety z ubraniami nie mogłam zrobić nic, więc widząc , że do odpływu zostało jeszcze pół godziny wybrałam się na małe zakupy.
Po obławie kilku tańszych sklepów wróciłam do portu z dwiema dodatkowymi torbami i w nowych, czystych ubraniach.
Po kilku minutach czekania wreszcie mogłam wsiąść na statek o wdzięcznej nazwie "Patricia". Znalazłam mniej tłoczne miejsce. W towarzystwie dwóch starszych, puszystych kobiet, małego, wybrudzonego czekoladą chłopca i łysego mężczyzny w średnim wieku wypłynęłam z miasta tak jak zawsze marzyłam i wreszcie odetchnęłam z ulgą.
Wiedziałam, że to był koniec mojego wcześniejszego życia. Ale nie żałowałam.  TAMTO życie zostawiłam za sobą wraz z Nowym Orleanem. Teraz czekało na mnie coś nowego. Co? Nie miałam pojęcia. Jednak przyjmę wszystko z radością cokolwiek by to nie było. 
Teraz cieszyłam się spokojnym ruchem łodzi, łagodnymi falami i cichym szumem wody uderzającej om kadłub "Patricii".