czwartek, 9 maja 2013

Od Samanty- C.D. Mai

Patrzyłam na nią z przerazeniem gdy powoli rozpruwała kolejne kukły. Gdy skończyła podloga wokół niej pyła pełna szczątków "trupów".
-Błagam, powiedz, że macie tego więcej.
Zastanawiałam się jak coś tak makabrycznego może cieszyc ludzi. Ja osobiście mimo nieciekawego charakteru raczej stroniłam od przemocy. Jedyną bronią jaką kiedykolwiek trzymałam w dłoni byl mały, niepozorny noży. W porównaniu z mieczem, którym dziewczyna rozpłatała kukły wyglądał jak zabawka.
Gdy razem ze Skorpionem przynosiłą kolejne manekiny przyglądałam sie im ze zdumieniem.
-Hej, ty!
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Skorpiona.
-Ja?-spytałam dziwnie piskliwym głosem. Nawet bez zdolności telepatycznych chyba domyślałam sie o co chodzi. I w cale mi się to nie podobało.
-Tak- potwierdził zirytowany.-Chodź tu.
-Po co?-zadałam idiotyczne pytanie, by zyskac na czasie. Rozejrzałam się woków. Stałam pod ścianą wywieszoną bronią obok Sahiba i jastrzębia. Nic ciekawego.
Westchnął rozdrażniony.- Chodź!
Przęknęłam ślinę. Nie chciałam mu się narażać, bo, prawde mówiąc, ten człowiek mnie przerażał. Może bylo to spowodowane naszym pierwszym spotkaniem i tym kogo mi przypomniał. A może tym, że nie byłam pewna czego się po nim spodziewać? Bez znaczenia był powód- on mnie przerazał i przywoływał paskudne wspomnienia.
-Długo mam na ciebie czekać!- pośpieszył mnie.
Niepewnie ruszyłam z miejsca z żalem pozostawiajac swój bezpieczny kąt i Sahiba. Gdy podeszłam do agenta wyciągnął w moim kierunku broń. Automatycznie się cofnęłam co przypłaciłam niemiłą auwagą, po ktorej z niechęcią przyjełam narzedzie mordu.
-Co mam z tym zrobić?
-Jesteś tempa czy nie dorozwinięta?-spytał z kpiną. - To co ona.- Wskazał na Mai, która nie zwracając na nas uwagi zawzięcie pozbawiała części ciał kolejne kukły.
-Żartujesz?
-A wygladam na kogoś kto żartuje?
Przyjrzałam mu się. Nie, zdecydowanie, nie. W żadnym wypadku nie był zdolny do dowcipkowania-za to z pewnością grozi.
-Nigdy w życiu niczego nie zaatakowałam-powiedziałam z przerazeniem. Minęłao sie to z prawda, ale nikt nie musiał oo tym wiedzieć. zresztą TAMTO było przypadkiem i działaniem w samo obronie. Nie kwalifikowało się do "ataków".
-Właśnie po to tu jesteś. By to zmienić- warknął.- A teraz sie rusz i atakuj.- Zrobił szybki krok w moja stronę i złapał mnie za ramie. Pociagnął brutalnie w stronę pola do walk.
Czujac jego dłoń na sobie poczułam obrzydzenie. Znów z intensywnością wróciły wspomnienia z przeszło trzech lat. Widziałam je jakby to było wczoraj. Gorzej- wszystko czułam.
Dostałam ataku histerii, ale górę nad strachem, który kazał sę poddać wziął instynkt. Szarpnęłam się- nie do tyłu, ale do przodu- by stracił równowagę. Udało sie. Zatoczył sie do przodu i upadł na kolana. Nie przewidziałam jednak tego, ze pociagnie mnie za sobą. Również nieprzygotowana uderzyłam się boleśnie w łokieć wypuszczajac broń.
-Co ty do diabła, robisz?!-wrzasnał podnosząc się.
Chyba dopiero teraz Mai spojrzała w naszy kierunku. Przez chwilę gapiła się na nas zezdziwieniem, później zrobiła dwa kroki w przód. Byłam ciekawa, czy gdyby między mna a Skorpionem wybuchła jakaś bójka, wdała by sie w nią? Jeśli tak kogo by poparła- mnie czy jego?
Przerwałam te bezowocne rozmyślania, gdy młody agent podciągnął mnie do pionu za kołniez bluzy.
-Posłuchaj, ty mała jędzo!-wrzasnął przysówajac mnie do siebkie, tak, ze znaleźliśmy sie jakieś dziesięć centymetrów od siebie. Zdecydowanie za blisko. Zaczełam się wyrywać, ale chłopak był o wiele silniejszy. Potzrąsnał mną mocno.- Przestań! Co to ma znaczyć?! Myślisz, że możesz tak bez karnie się zachowywać?! Agencja chce ci pomóc, a ty co!? Patrz jak sie odwdzięczasz!
Patrzyłam na niego przerażona, ale zaraz się otrząsnęłam. Strach przed minął. Był już tylko gniew.
-Zostaw mnie-powiedziałam cicho, dziwnie spokojnie.
Spojrzał na mnie zpogardą i pchnął z powrotem na ziemię.
-Ktoś taki jak ty nie zasługuje na miejsce w agencji.
Prychnęłam gniewnie podnoszac się z najwiekszą godnością na jaka było mnie stać.
-I dobrze, bo właśnie skladam rezygnację. Rostena powinna być zadowolona- stwierdziłam ze złosliwym uśmiechem mając nadzieje, ze wspomnienie jego zwierzchniczki go wkurzy.
Nie zawiodlam się.
-Słuchaj, nie będziesz tu ze mnie kpić, jasne?-powiedził znów sie zbliżajac.- Myślisz, że ma na demną władzę.
Popchnął mnie do tyłu. Zaotoczyłam się, ale udało mi się odzyskać równowage.
-To nie ja miałem zwalone dzieciństwo! To nie mnie wykożystywał ojciec-powiedział z kpinał.
Momentalnie pobladłam.
-Skąd wiesz?-spytałam drżacym głosem.
Uśmiechnął się z satysfakcja.
-Pamiętasz naszą małą potyczkę w metrze? Nie jedno nam tam zdradziłaś. Noctourn nawet nie musiał w tobie za bardzo szperać.
-Łrzesz!-wrzasnęłam.- On nigdy by tego nie zrobił!
-Za bardzo w niego wierzysz. Czemu? Dopiero go poznalaś.-Uśmiechnał sie chytrze.- Może chcesz by zastapił ci ojca? Teraz skoro on umarł...
Wrzasnełam dziko i rzuciłam się z pieściami na bruneta.  W tej chwili nie nawidziłąm go z całęgo serca. Chciałam aby zginąl a potem zczeznł w piekle.
Sama nie wiem jak i kiedy to się stało, ale gdy Mai próbowała mnie odciągnął Skorpion leżał na ziemi nieruchomo z nieprzytomnym wzrokiem wbitym w sufit.
-Hej, dziewczyno? Wszystko w porządku?- spytała potrząsając mną lekko. Obejrzała się do tyłu na agenta.- Boże, coś ty mu zrobiła?
Chyba po raz pierwszy w jej głosie usłyszałam prawdziwe, szczere emocje.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, choć i tak nie wiedzialam  jak. W sumie i tak mnie to nie obchodziło. Facet zasłużył sobie na to. Do sali wpadł zdyszany i przerażony Noctourn i wyskoi facet z dziwną fryzurą. Chwilę później zobaczyłam też rozczochraną Rostenę.
Wszyscy staneli jak wryci. Nic dziwnego zwarzajac na to co widzieli- ja dziwnie spokojna , ale zdezorientowana i Mai, która sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Nie wspominając już rozciągniętego w dziwacznej pozie Farewell'a.
Jako pierwszy z szoku otrząsnąl się granatowooki szatyn. Podszedł do nas szybkimi, długimi krokami. Zdziwiłam się gdy nie zobaczyłam na nim tego czarnego płaszcza. Miał na sobie jedynie białą koszule i zwisajacy luźno krawat.
Mężczyzna kucnąl obok nas.
-Wszystko w porządku?
-Jak mogłes?-spytalam ze łzami w oczach.- Mówiłeś, ze nie szukałeś.
-Sam, on kłamał. Słyszysz? Wykożystał twoja słabość. On już tak ma.
Opuściłam głowę. Tak bardzo chciałabym mu uwierzyć...
-Chodź-powiedział podnosząc sie i wyciagajac do mnie rękę.- Chyba czas abyś poznała kolejnego członka naszej ekipy- stwierdził ze smutkiem.
Pomógł mi wstać. Starałam sie nie patrzyć na nadal nieprzytomnego agenta, jednak zauważyłam jak obcy mężczyzna zażuca go sobie na ramię.
Wyszliśmy przez wielkie drzwi i przez krótki korytaż doszliśmy prosto do windy. Po drodze dołączył do nas Sahib.
-Które piętro.
-Hm..Aniela jest chyba...na czwartym.
Wcisnął guzik i winda ruszyła. Poczułąm nagły odplyw sił- jakby całe powietrze uszło ze mnie jak z pękniętego i zużytego balona. Znakomite porównanie.
-Jeszcze tego nie zauważyłaś?-spytał Bielikow przerywając dlużącą się ciszę.
-Czego?
Nie wiziałam jego twarzy, ale moglabym przysiądz, że sie uśmiechnął.
-Twoje zdolności... Znów potrafisz czytać w myślach.
-Co? Przeciez miałeś mnie odblokowac później. Kiedy poćwiczymy.
-Chyba problem rozwiazał się sam.
Znieruchomiałam i przeanalizowałam wszystko.
Fakt czuję sie inaczej, ale nie slyszę bezskładnej paplaniny jaka zwykle mi towarzyszyła.
Gdy agenci weszli do sali treningowej... chyba rzeczywiscie widziałam to jaki obraz tam zastali.
A to co stało się ze Skorpionem...
-To ja mu to zrobiłam?-spytałam z satysfakcja.
-Tak. Niebyłbym poewnie z ciebie taki dumny, gdy by nastapiło to w innych okolicznościach, ale biorąc pod uwage to jak cie potraktował...
-Czyli wszystko widziałeś?
-Tak. -Westchnął.- Niestety byłem poza budynkiem i troche to trwało zanim zdążyłem przybiec.
-Niech zgadnę? Kolejni nowi paranormalni?
Kiwnął głową na potwierdzenie.
-Szybko wam idzie. Moja wyjątkowość była niewykle krótka.
-Jesteś wyjątkowa mimo wszystko. W końcu stworzyłaś taka barierę , że nawet ja nie mogę jej przeniknąć.
Z początku nie zrozumiałam sensu jego słów i kilka chwil zajeło mi ich przetworzenie.
-Chwila, wroć- powiedziałąm powoli.- To znaczy... Nie slyszysz już moich mysli?
-Nie, co powitałem z pewna ulgą- powiedział z uśmiechem. Miałam nadzieję, że żartuje.
-Co mu zrobiłam?-spytalam zmieniajac temat.
-Skorpionowi? Można powiedziec, że go spacyfikowałaś.
-Sa jeszcze jakieś ciekawe i przydatne zdolności telepaty?- spytałam z ożywieniem. Nigdy wcześniej nie interesowały mnie za bardzo moje zdolności paranormalne, jednak ostatnie wydarzenia zmieniły już nie jedno moje zdanie.
-Nie interesujesz sie co sie stanie z agentem?
-Szczerze? Nie za bardzo. A co z tymi zdolnosciami- nie dałam sie zbyć.
Roześmiał się.
-Jest ich sporo- powiedział w końcu.-Poznasz wszystkie w czasie szkolenia.
Winda się zatrzymała, wiec musieliśmy skończyć rozmowę.
Znaleźliśmy się w przestronnym korytażu po którym uwijali się ludzie w białych kitlach. Czuć tu było ostry i drażniacy zapach detergentów.
-Jesteśmy w szpitalu?- spytałam ze zdziwieniem.
-Mamy tutaj jego namiastkę. Na wszelki wypadek- dodał.
-Hm.. Życie tajnego agenta robi sie coraz bradziej ciekawe.
Znów zasłóżyłam sobie na jego uśmiech.
 Noctourn poprowadził mnie do końca korytaża. Otworzył przede mna drzwi do, jak  zdałąm sobie sprawę dopiero po dłuższym czasie, gabinetu lekarskiego.
Pokój był nie wielki, a poustawiane wszedzie regały na których walały się różne przedmioty- od ksiązek po osobiste drobiazki- robiły miłe wrażenie.
-Jesteście wreszcie- dobiegł mnie nieco zdenerwowany głos . Spojrzałam w stronę z której dochodził. Zobaczyłam młodą kobietę siedzącą za biórkiem obstawionym stosem papierow. Nic dziwnego, że na początku jej nie dostrzegłam.- Boże, wygląda okropnie. Czy to krew? Mówiłeś, ze t nic poważnego!
-Uspokój się. To nie jej- stwierdził Noctourn.
Dziewczyna podeszła do mnie szybkim, żwawym krokiem i położyłą mi dłoń na czole. Zerknęlam na agenta zdezorientowana.
Spróbowałam przeslać mu wiadomosc: "Co się tu dzieje?"
Uśmiech na jego twarzy upewnił mnie, że się udało.
"Aniela jest Uzdrowicielką. Ma nieco...niekonwencjonalne sposoby leczenia."
Spohrzałąm na niego pytajaco, ale mężczyzna niczego więcej nie wyjaśnił.
-No... Chyba nie jest z tobą tak źle- stwierdziła w końcu ze zmarszczonymi brwiami.- Mimo to powinnaś wypocząć. Tak przy okazji- powiedziała- nazywam się Aniela. Pomagam służbie zdrowia.
-Jest jednoosoboą  armią lekarzy. 
-Tak, to prawda- przyznała z uśmiechem bez cienia skromności. - A teraz idź odpoczywać.  Najlepiej sie prześpij. Jutro rano powinnaś poczuć sie lepiej.
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w drogę pwrotną. 
-Chciasłabym sie przejść. Na dworze-powiedziałam nagle gdy byliśmy już w windzie.- Bo moge , prawda?
-Jasne. Podwiozę cię do wyjścia.
Uśmiechnęłam sie do niego z wdzięcznością za to, ze zrozumiał. Teraz potrzebowałam jedynie chwili samotności.

Rozstaliśmy się przy drzwiach. Ja z Sahibem  poszłam w swoja strone a Noctourn w swoją.
Automatycznie skierowałam się w stronę parku. O tej pporze jest tam pewnie masa ludzi, ale nic mnie to nie obchodziło- lubiłam zieleń i otaczajacy tamten zakątek spokó.
Szłam bezmyślnie zarośnietymi alejkami rozmyślajac o wszystkim co dziś zaszło, ale ocknełam się czując obecność dwójki ludzi.  Niby nic ich nie wyróżnialo, ale miałam dziwne odczucie. 
Wyjrzałam zza krzaków i zobaczyłam chłopaka i dziewczynę. Oboje czarnowłosi.Rozmawiali. Byłam za daleko by usłyczeć slowa.
Po chwili chłopak klęknąłna ziemi tyłem do mnie, więdz nie widziałam co robi. Dziewczyna patrzyła na niego sceptycznie.
Niemal odskoczyłam gdy z nikąd pojawiło się małe, czarne  coś. Podleciało do dziewczyni i zaraz potem z powrotem znikneło.
Wyszłam zza krzewy i zdecydowanie ruszyłam w ich strone.
-Czy stało się tu to co widziałam?-spytałam gdy byłam już kilka metrów od nich.
Oboje na mnie patrzyli, ale chyba nie byli skoży do wyjaśnień. Pozwoliłam sobie przejrzeć ich umysły.
-Boże, ciebie tez zwerbowali?-zwróciłam sie do dziewczyny.
-Tarcza?
-Tak! Nazywam się Samanta, a ty?
-Kurumi. A to...
-Graves-przedstawił się.- O co chodzi?

<Kurumi, Graves? Nie za bardzo chce mi się wyjaśniać- coż, lenistwo... > 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz