Zacząłem działać w chwili gdy do sali wtargnęli agenci. wykorzystując nieuwagę blondyn, tygrysicy, Blaise'a i reszty podniosłem szatyna. Aby nie zwrócił uwagi swoich kompanów zamknąłem mu usta. Z pewnością dla niego nie było to miłym przeżyciem- facet dyndał, kompletnie obezwładniony w powietrzu nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Tak...to napawa olbrzymią satysfakcją.
Agenci Tarczy niepostrzeżenie rzucili się na mafiozów. Tamci nie spodziewali się ataku- z pewnością sądzili, ze przed ewentualnym zagrożeniem ostrzeże ich Blaise.
-Hunter! Bierz dziewczynę i zjeżdżajcie stąd!- Usłyszałem krzyk Cryptic'a, który z trudem przedarł się do mnie przez huki wystrzałów- aby nie było wątpliwości: rozpoczęli kompani Blaise'a.-ZJEŻDŻAJ STĄD!- wydarł się jeszcze raz.
Uniosłem nieco wyżej szatyna i zwolniłem, a potem gwałtownie zwolniłem "chwyt".Facet z głuchym łoskotem opadł na drewnianą podłogę. To zdecydowanie zabolało...
Rozejrzałam się wokół. Zobaczyłem Bielikowa, Cryptic'a, Feliksa i Skorpiona wmieszanych w bezpośrednią walkę. Pomagało im kilku nieznanych mi mężczyzn. Nie dostrzegłem jednak nigdzie rudej czupryny Shayery.
Za to zobaczyłem blond włosy znikające w jednym z bocznych wyjść. Bez zastanowienia pognałem w tamtą stronę.W biegu wyciągnąłem pistolet z kabury przy pasku.
Gdy wyszedłem z sali treningowej znalazłem się na klatce schodowej. Wychyliłem się przez barierkę, aby sprawdzić gdzie pobiegł Jake z moja dziewczyną.
Przez chwile zastanawiałem się nad doborem słów- "moja dziewczyna". Brzmiało to świetnie, ale czy mogłem nazwać tak Shayerę?
_Sebastian!-usłyszałem z góry głos dziewczyny. Wyrwał mnie z rozważań i pobudził do działania.
Biegłem po schodach przeskakując po trzy stopnie na raz. Po pięciu minutach znalazłem się na dachu budynku.
-Jake!-krzyknąłem w stronę blondyna.- Zostaw ją!
Facet spojrzał na mnie i uśmiechnął się kpiąco. Stał niebezpiecznie blisko krawędzi dachu.
-Mam ja puścić?- spytał.- Jesteś tego pewien?
Zerknąłem na Shayerę- blondyn nadal ją trzymał jedna ręką zasłaniając jej usta; z jej oczu wyczytałem strach, ale i determinację.
Przypomniałem sobie jedenaste piętro- co się tam stało i jej odejście.
Podjąłem decyzję.
-Puść jeśli chcesz, ale wtedy skończysz o wiele gorzej niż ona- zagroziłem.
-Patrzcie proszę!-zawołał.- Chłoptaś Shayery mi grozi.- Facet wybuchnął śmiechem. Tylko na taką chwilę czekałem.
Siłą umysłu zepchnąłem go z dachu. Z jego gardła wydobył się krzyk przerażenia.Zdecydowanie się tego nie spodziewał.
W kilka sekund znalazłem się przy dachu. Zobaczyłem dwa ciała spadające bezwładnie- jedna w bordowej marynarce i białej koszuli o blond włosach i droga cała w czerwieni. Ta druga pochłonęła cała moja uwagę. Skupiłem się na tym by ją złapać. Udało się- dziewczyna zatrzymała się może na 6 lub 7 piętrze. Zacząłem powoli podnosić ja na górę.
Gdy znalazła się na dachu przytuliłem ja do siebie.
-Gdybym wiedział, że masz tak pokręconych znajomych, starałbym się w tobie nie zakochać.-wyszeptałem czule w jej włosy.
Dziewczyna zamarła. Kto by pomyślał- przed chwilą spojrzała śmierci w oczy i nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia, a wyznanie miłości...
<Shayero?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz