sobota, 11 maja 2013

Od Sebastiana- C.D. Shayery

Uśmiechnąłem się. Nie miałem zamiaru się poddać. Zbyt dobrze się bawiłem. Szczególnie, że najwyraźniej chyba ją peszyłem.
-A więc?-ponagliła.
Odwróciłem się błyskawicznie i patrząc jej w oczy uniosłem ją do góry. Nisko- dwa czy trzy metry nad ziemią.
Dziewczyna krzyknęła i zaczęła się rzucać próbując przeciw stawić się niewidzialnej sile.
-Ty podstępny draniu! Opuść mnie!
Roześmiałem się.
-Tylko wtedy kiedy się przedstawisz- powiedziałem.Sam nie wiem co dziś we mnie wstąpiło. Zwykle zachowywałem się poważniej.
Dziewczyna tylko prychnęła gniewnie nadal się szamocząc.
W końcu uspokoiła się; myślałem, że ulegnie, ale spojrzała na mnie z determinacją.
-Ciekawe czy będziesz taki pewny siebie, powiedzmy...nad przepaścią?
Gdy skończyła mówić, obraz wokół mnie zaczął się rozmywać; przez chwilę otaczała mnie czarna nicość, lecz szybko jej miejsce zajął olbrzymi kanion.
Stałem nad wielką wyrwą w ziemi. Coś zmuszało mnie bym zrobił krok do przodu; mimo starań nie potrafiłem się temu oprzeć. Zrobiłem krok i zacząłem spadać. Byłem przerażony; możliwe, że nawet krzyczałem.
Zaraz potem coś ciężkiego spadło na mnie wciskając w drewnianą podłogę.
-Ała...-dobiegł mnie cichy jęk rudowłosej.
Odwróciłem się tak, by móc ja widzieć. Znalazła się kilka cali ode mnie.
-Więc jak się nazywasz?-spytałem po chwili ciszy.
-Shayeryn- powiedziała cicho.
Podniosłem się z żalem i pomogłem jej wstać. Byliśmy nadal blisko siebie, bo żadne z nas się nie odsunęło. Ja się przy najmniej do tego nie kwapiłem.
-Widzisz, nie bolało.
-Serio?-spytała uśmiechając się lekko.
-Nazywam się Sebastian- przedstawiłem się.
-Zawsze tak się ze wszystkimi zapoznajesz?- spytała lekko zmieszana.
-Nie, ty jesteś wyjątkiem.
-Hm...
-Jesteś iluzjonistką?
-Jak się domyśliłeś?-spytała ze złośliwym uśmiechem cofając się.
-Mama swoje sposoby.
-Czy wiążą się z telekinezą?
-Niektóre-przyznałem ledwo powstrzymując uśmiech.
Schyliłem się po broń.
-Karabin EBR CA- powiedziała.- Świetny.
-Jak widzę znasz się na tym.- Podałem jej broń.
-Tak-powiedziała krótko.
-Shay, czy zdążyłaś już rozejrzeć się po Kwaterze?
-Po pierwsze nazywam się Shayerya,a pod drugie: nawet jeśli to i tak cię nie oprowadzę. A teraz wybacz, muszę już iść.
Ruszyła w stronę wyjścia. Poszedłem za nią.
-Wiesz, chciałam ci subtelnie przekazać, ze nie życzę już sobie twojego towarzystwa- powiedziała w windzie.
-Serio?-udałem zdziwienie.- Myślałem, że chciałaś, abym ci towarzyszył.
-Ha, ha, ha- powiedziała powoli, akcentując dosadnie każdy wyraz.-Jesteś niezwykle zabawny.
-Staram się.
Westchnęła, gdy winda się zatrzymała, a ja wyszedłem z niej za nią.
-Daj mi spokój, dobrze? Czemu się mnie tak uczepiłeś? Nie masz nikogo innego nad kim mógłbyś się znęcać?
-Szczerze, to nie. Jesteś jedyną znana mi osobą którą znam. Nie licząc agentów oczywiście.
-To idź i się z kimś zapoznaj. Z takim powitaniem jakie mi urzadziłęś z pewnością znajdziesz masę przyjaciół, którzy z chęcią spędza z tobą każdą wolną chwilę-powiedziała z sarkazmem.
-Myślałem, że już znalazłem kogoś takiego.

<Shayeryn, wybacz- marne zakończenie, ale mój nakład weny i natchnienia właśnie się skończył.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz