Czasem przeklinam swoje zdolności- to prawda.Wkurza mnie to, ze muszę wysłuchiwać myśli innych- żale, skargi, smutki i złości. To odbija się w dużej mierze na mnie. Dla tego mam często zmienne nastroje.
Dziś też mam żal do Stwórcy, ze obdarzył mnie nimi. A raczej przeklął. Bo najwyraźniej z ich powodu obecna tu rudowłosa dziewczyna ma ochotę zrobić ze mnie żywą pochodnię. Dosłownie.
-Hej, Esme- zaczęłam powoli.- Naprawdę nie musisz tak gwałtownie reagować. Zrobiłam ot tylko na początku, aby wiedzieć czego mogę się po tobie spodziewać. Sama wiesz...Lepiej być zabezpieczonym.
-Daj mi spokój- warknęła zirytowana.- Nie mam ochoty wysłuchiwać twoich tłumaczeń.
Esmeralda nie znajdując w kieszeniach zapalniczki odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi. Ignorując stojącego z boku Noctourn'a, który przypatrywał się naszej kłótni z lekkim uśmieszkiem na twarzy, który chętnie bym mu teraz starła, wyszła z sali.
"Mógłbyś pomóc"-przesłałam w myślach agentowi ruszając za dziewczyną.
"To twoje problemy, nie moje"
"Tak? Ciekawe. Myślałam, że macie nam pomagać"
"Pomagać, a nie rozwiązywać za was drobne problemy"
Sapnęłam zirytowana posyłając mu wściekle spojrzenie."Wyłączyłam się" i wybiegłam na korytarz.
Na moje nieszczęście drzwi windy właśnie się zamykały.
-Esme!-krzyknęłam za dziewczyną.-Zaczekaj! Chcę porozmawiać- ostatnie słowo wypowiedziałam cicho sama do siebie; drzwi się zatrzasnęły i winda ruszyła w dół. Na parter.
Zdeterminowana ruszyłam w stronę schodów.
Ponad pięć minut później gdy zdyszana wypadłam z budynku i biegiem ruszyłam za Esmeraldą starając się wyszukać w tłumie jej umysł.
Po kilkunastu minutach podążania za nią stanęłam przed wejściem do "Azylu". Ostatni raz byłam tam gdy chcieli mnie zwerbować do agencji. Po tym jak w metrze przypomniałam sobie ojca. Na samo wspomnienie wzdrygnęłam się.
Zdecydowana wyjaśnić sprawę pchnęłam drzwi i... znalazłam się w przepełnionym, przesączonym zapachem dymu i ludzkich ciał, wypełnionym hałasem pomieszczeniu.
"Za pierwszym razem wyglądało to o niebo lepiej"- przeszło mi przez myśl.
Mimo niechęci jaką poczułam na myśl o znalezieniu się wśród tylu ludzi ruszyłam w stronę baru. Tam wyczuwałam obecność poszukiwanej.
Przy ladzie zobaczyłam nie tylko Esme, ale również barmana który obsługiwał mnie tamtej pamiętnej nocy. Ciekawe czy i on mnie pamięta...
Na szczęście nie- gdy usiadłam obok Esmeraldy, która posłała mi wściekłe spojrzenie znad prawie pustej szklanki- mężczyzna na wet nie podniósł na mnie wzroku.
-Esme- zaczęłam.- Przepraszam, ze tak to wyszło. Nie chciałam...Robiłam to co mi kazali....
-Myślisz, że to cokolwiek wyjaśnia?
-Nie, nic mnie nie usprawiedliwia. To był mój wybór- przyznałam.
-I z taką łatwością o tym mówisz?
-Wzruszyłam bezradnie ramionami.
-A co mam zrobić? Paść na kolana i błagać o przebaczenie?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
-Byłby to wspaniały widok.
-Niestety, ale będziesz musiała obejść się smakiem. Chciałabym zachować resztki godności jakie mi jeszcze pozostały.
Teraz naprawdę się uśmiechnęła.
-Nie wiem co takiego w sobie masz, ale nie potrafię być na ciebie wściekła- powiedziała po chwili.-Przepraszam, że tak gwałtownie zareagowałam...
-Nie masz za co przepraszać- zaoponowałam.- To moja wina. Powinnam była uprzedzić.
<Esme?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz