-Do zobaczenia na sali- powiedziała i skoczyła za barierkę. Nie wiem jak ona ale ja się przeraziłem. Nie co dzień jakaś dziewczyna się ze mną umawia, by następnie popełnić samobójstwo. Zwykle odpuszczają sobie to drugie.
Chciałem za nią krzyknąć, ale głos zamarł mi w gardle. Nie mogłem też się skupić by ją "złapać"; za bardzo się bałem, aby zapanować nad swoimi zdolnościami.
Tymczasem ona, jak widać beztrosko leciała w dół. W oczy rzuciły mi się dwie rzeczy: dziewczyna była w pozycji niemalże pionowej i spadała zdecydowanie za wolno jak na kogoś kto skacze z dwunastego piętra.
Śledziłem ja wzrokiem; mimo, ze stawała się coraz mniejsza nawet z takiej wysokości mogłem dostrzec jak z gracją ląduje na ziemi. A potem jak gdyby nigdy nic po chwili rusza dalej.
Osunąłem się na ziemię. To było...szalone, niesamowite i ryzykowne. A przede wszystkim nie do przewidzenia. A ja nigdy tego nie lubiłem- nigdy nie byłem na nic nieprzygotowany. Zawsze się zabezpieczam na każdą sytuacje. A to?
-Shayero...Jeszcze tego pożałujesz- powiedziałem cicho.
Przez kolejne półtorej godziny wałęsałem się po budynku. Przy swoim pokoju znalazłem zaginionego psa- Laszlo wylegiwał się pod drzwiami. Gdy mnie zobaczył ruszył mi na spotkanie.
-Gdzieś ty się podziewał?
W odpowiedzi pies zaszczękał wesoło.
-Chodź. Idziemy na sale treningową. Bądź grzeczny, bo inaczej zamknę cie w pokoju- zagroziłem.
Pies, nic nie robiąc sobie z mojego ostrzeżenia ruszył przed siebie merdając puszystym ogonem.
Gdy dotarliśmy na salę treningową, była pusta. Zająłem się przeglądem broni.
Dziewczyna przyszła punktualnie.
-Mam nadzieję, ze nie czekałeś- powiedziała na przywitanie.
-Zawsze jesteś taka punktualna?- spytałem z uśmiechem.- Sądziłem, ze dziewczyny godzinami mizdrzą sie przed lustrem.
Posłała mi ostrzegawcze spojrzenie.
-Nie przeginaj.
Podeszła do stojaka z bronią.
-Mieliśmy ćwiczyć, pamiętasz?
-Jak mógłbym zapomnieć?
-Sądziłam, ze faceci myślą tylko o jednym. A przy takim podejściu trudno zachować trzeźwość myślenia- stwierdziła kąśliwie odwracając się w moją stronę. W dłoniach trzymała połyskliwy przedmiot.
Z trudem odpuściłem sobie ciętą odpowiedź, która cisnęła się mi na język.
-Jak widzę wybrałaś już broń- powiedziałem tylko.
-Tak. Nie jest to moja ulubiona broń, ale nie chcę cie za bardzo pokaleczyć.- Mówiąc obracała w dłoniach dwudziesto centymetrowy sztylet.
Uśmiechnąłem się kpiąca i wyciągnąłem swój czarny nóż.
-Jeszcze zobaczymy.
Poszedłem w stronę środka sali. Shayera ruszyła za mną.
-Wszystkie chwyty dozwolone oprócz tych w twarz. Nie używaj swoich zdolności.
Kiwnąłem głową na znak, ze zrozumiałem. Przybrałem pozycję bojową.
Shayera zaatakowała z szybkością kobry- w ostatniej chwili ominąłem jej ostrze robiąc unik. Zostałem zmuszony do powtórzenia tego manewru jeszcze kilkakrotnie.
-Co jest? Mieliśmy walczyć!- dziewczyna rzuciła kpiąco.
Teraz to ja zaatakowałem- błyskawicznie kucnąłem i podciąłem ją. Dziewczyna padła na ziemię, jednak szybko się podniosłą i odskoczyła do tyłu.
Krążyliśmy w koło okrążając siebie, mierząc się spojrzeniami.
Nareszcie rudowłosa zaatakowała. Wykorzystując siłę jej rozpędu złapałem ją za ramię, obróciłem plecami do siebie, jednocześnie ją rozbrajając i jej własny sztylet przytykając do jej gardła.
-Jak widać zwyciężyłem- szepnąłem prosto w jej ucho. Dziewczyna drgnęła niespokojnie.- Myślę, ze należy mi się za to jakaś nagroda, nie sądzisz?
Shayera przemknęła ślinę.
-Sądzę, ze jeśli się zaraz nie odsuniesz możesz tego pożałować- powiedziała cicho spokojnym głosem.
Roześmiałem się cicho.
- Jesteś rozbrojona i unieruchomiona. Wybacz, ale nie sądzę, abyś w najbliższym czasie mogła zrobić mi krzywdę.
Zanim skończyłem mówić poczułem to samo co za pierwszym razem. Obraz się rozmył i mną chwile zapanowała ciemność. Potem znalazłem się w dzielnicy Roturna.
Rozejrzałem się wokół z obrzydzeniem przypominając sobie swoje dzieciństwo.
-Shayero, myślę, ze możesz skończyć- powiedziałem cicho.
Nic się nie stało.
Spróbowałem się przypomnieć sobie rzeczywistość agencję, Laszlo, rudowłosą dziewczynę którą trzymałem w ramionach...
To podziałało i sala treningowa powoli wracała na miejsce.
-Mieliśmy umowę- nie używamy naszych zdolności- powiedziałem hamując ogarniającą mnie złość.
-Nie- Shayera zaprzeczyła stanowczo.- Ty miałeś jej nie używać. Poza tym ostrzegałam cię.
-Tak, to prawda- przyznałem.- Ja jednak chyba upominałem się o nagrodę za wygraną.
Zanim dziewczyna zdążyła zareagować odsunąłem ostrze od jej szyi i odwróciłem ją w swoją stronę. Później pocałowałem.
<Shayera? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz