piątek, 10 maja 2013
Od Robin- Cz. 1.
Formalności miałam już z głowy. Poznałam Rozalindę, która była jak dobra ciocia: gadatliwa i pomocna. Zadawała mnóstwo pytań. Uzupełniła dokumenty moimi szczegółowymi danymi i byłam wolna. Borze*, uwielbiam papierkową robotę.
Kiedy siedziałam przy biurku i prowadziłam miłą pogawędkę z Rozalindą, Ash cały czas stał za moim krzesłem po lewej. Powoli zaczynał przypominac wiernego psa. Szkoda, że nie porastał futrem.
Towarzyszył mi, ale się nie odzywał. Nawet nie patrzył na nas. Jego wzrok był utkwiony w oknie.
Przyłapałam się na tym, że próbuję zajrzeć w jego umysł.
Zły pomysł. Wycofałam się. Nie powinnam grzebać innym w mózgach tylko dlatego, ponieważ ciekawi mnie, o czym myślą.
Żałosne co najmniej.
[…]
Ash zostawił mnie po wyjściu z gabinetu. Powiedział, że musi zająć się innymi kadetkami. W razie czego miałam pytać o drogę „tubylców”. Dokładnie tak powiedział. Jasne. . . nie wiem dlaczego, skojarzeniem do tego słowa był biegnący półnagi człowieczek, przedstawiciel ludzkości za czasów epoki brązu z tępą dzidą w ręku naiwnie szarżujący na wielkiego, kudłatego zwierzaka.
Parsknęłam. Zabawna wizja.
Mój pokój miał numer 69. Naprawdę ciekawie się zapowiadało.
Pojechałam windą na jedenaste piętro. Podczas jazdy wpatrywałam się w sufit. Nie miałam ochoty oglądać małych ludzików w dole. Już teraz było mi niedobrze w dusznej kabinie.
Z ulgą wyszłam na korytarz, kiedy winda się zatrzymała. Zerknęłam jeszcze przez ramię i potraktowałam zamykające się drzwi ostrym spojrzeniem.
- Następnym razem korzystam ze schodów, jasne? – winda zignorowała mnie i z powrotem popędziła na dół. – Przekleństwo XXI. wieku.
Odwróciłam się i wpadłam na kogoś. Przeprosił pospiesznie i pognał dalej. Po chwili koło mnie przebiegli kolejni kadeci. Zdziwiona oglądałam się za nimi.
Zatrzymałam kolejnego biegnącego stając mu przed nosem.
- Z drogi! – postanowił mnie wyminąć, ale złapałam go za ramię i przytrzymałam.
- Poczekaj. Dokąd to?
- Nie mam czasu, lecę po kamerę – starał się wyrwać, ale nie dałam się zbyć.
- Co się tam dzieje, że wszyscy lecą na złamanie karku po kamery? – zapytałam z sarkazmem.
- Jakaś laska bije jednego z naszych – tym razem udało mu się wywinąć i pobiegł dalej. Nie zdążyłam zapytać, kogo dokładnie ta laska bije…
Wzruszyłam ramionami i poszłam w kierunku, skąd dochodziły radosne okrzyki.
Skręciłam i zobaczyłam tłum dzieciaków tłoczących się w wejściu.
Zastanawiałam się, czy warto się tam pchać. . .
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam no! – przepychałam się między ludźmi, depcząc i wpadając na poniektórych. Byłam wtedy nagradzana ostrymi spojrzeniami lub nieprzychylnymi uwagami. Jeden koleś mnie zdenerwował.
To świetne uczucie, kiedy zwracasz na kogoś zimny wzrok i radzisz mu, żeby się zamknął, a on zamyka usta tak szybko, że prawie odgryza sobie język.
W końcu stanęłam w drugiej linii widowni i wyjrzałam ponad głowami. Nie musiałam zbytnio się wysilać, żeby coś zobaczyć.
Skorpion stał naprzeciwko jakiejś dziewczyny i prowadzili zaciętą dyskusję. Nie, to on prowadził zaciętą dyskusję. Czarnowłosa wyglądała, jakby ją obraził i jeszcze miał czelność mówić dalej – w skrócie: wyraz najcięższej urazy.
Ash nie przerywał potoku słów, nie pozwalając jej nic powiedzieć. Bezradnie cofała się do tyłu, podczas kiedy on coraz bardziej się nakręcał postępując do przodu. Królował nad nią. I źle to wróżyło.
Pastwił się nad tą biedną kruszyną. Schowała twarz w dłoniach i zatrzęsła się spazmatycznie. Protestowała słabo. Odepchnęła go od siebie. Co za idiota. . .
Ruszyłam przed siebie.
Nagle czarnowłosa jakby nabrała odwagi. Zgadywałam, że właśnie przegiął i wkurzył dziewczynę.
Poczułam rozszalałe myśli. Niechcący dosłyszałam rąbek historii o jej dzieciństwie. Parszywej historii. W dodatku podobnej do mojej. Zaczynałam się współczuć. Właśnie szłam po niego.
Dźgnął ją w serce.
Ash zabiję się! ~nieświadomie posłałam tę wiadomość to wszystkich wokół. Rozległy się ciche pomruki. Chyba tylko dziewczyna jej nie usłyszała; była zajęta hamowaniem własnych odczuć. Szczerze, kiepsko jej szło.
Nie chcąc wtrącać się w jej intymne sprawy wycofałam się całkowicie, najdalej jak się dało. Czułam się, jakbym miała zatkane uszy lub stała po drugiej stronie dźwiękoszczelnej szyby.
Byłam już blisko, kiedy jej twarz wykrzywił grymas pogardy i rzuciła się na chłopaka. Powaliła go i oboje zniknęli za rozległa ławką.
Tłum zawył z zachwytu i przysunął się bliżej, porywając mnie ze sobą. Przerażona, rozpychałam ludzi, parłam do przodu.
Przeskoczyłam nad meblem i tym samym znalazłam się w centrum walki. Ostra akcja. Byli tak skłębieni, że nie dało się ich oddzielić, ani wejść pomiędzy.
Kibice chyba wyczuli moje zamiary popsucia im rozrywki, po kilku zaczęło iść w moją stronę. Spojrzałam na nich swoim nieobecnym wzrokiem i porwał mnie prąd umysłów. Trzy na raz. Mój rekord. Wstawiłam blokadę, nie pozwalając myśleć logicznie i formułować myśli poprawnie. Zatrzymali się w pół kroku. Zwróciłam się z powrotem ku walczącym.
Podcięłam jednego z nich, rozepchnęłam rzucając się na drugiego i lądując z nim na ścianie. Posłużył jak amortyzator.
Ash.
Leżałam na nim. Wykrzywił usta w grymasie, który być może uznałabym za uroczy, gdyby cała ta sytuacja mnie tak cholernie nie przerastała.
Skrzywiłam się, odepchnęłam od jego ciała i wstałam. Oparłam dłonie na kolanach i stałam przez chwilę. Ash się nie podnosił.
Schyliłam się i walnęłam go pięścią w brzuch.
Skulił się, ale nic nie powiedział.
Zmierzyłam go wzrokiem i kucnęłam przy dziewczynie, która doczołgała się do ściany i próbowała wstać.
Poczuła za sobą kogoś, odwróciła się i zaatakowała błyskawicznie. Zablokowałam jej rękę, która podążała niebezpiecznie szybko w kierunku mojej twarzy. Wyglądało to, jak niewypalone pozdrowienie nastolatek typu żółwik-piąteczka.
Trochę zwiotczała, gdy zobaczyła mnie. Oplotłam rękę wokół jej pięści.
- Jestem Robin. Przepraszam za niego. To kretyn, wiesz? Naprawdę nie warto – no i nie dokończyłam. Jak zwykle ktoś musiał mi przerwać.
- Nie pozwolę więcej wtrącać się jakiejś lasce w moje sprawy – rzekł stanowczo, stojąc za mną. Z pewnością było to kierowane do mnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz