Stchórzyłam. Nie mogłam. Nie chciałam. Bo wiedziałam jaka była by jej reakcja. Dlatego powiedziała po prostu:
-Wiesz, nie ważne. Pogadamy o tym później. Jest jeszcze sporo spraw związanych z Tarczą..
Wiedziałam, że Esmeraldzie nie wystarczała taka odpowiedź, ale nie naciskała.
Po kwadransie byłyśmy w Kwaterze. Na pierwszy rzut oka było widać, ze coś nie gra- wszyscy przeciskali się przez drzwi budynku. Byli to głównie klienci firmy- przykrywki Tarczy.
-Co się dzieje?- spytała Esme.
-Nie mam pojęcia- powiedziałam szczerze.- Ale zaraz się przekonamy. Chodźmy od tyłu.
Zaprowadziłam ja do tylnego wejścia. Było dobrze ukryte, by nikt niepowołany go nie odkrył. Nic dziwnego skoro było przeznaczone do użytku jedynie pełnoprawnych agentów i Paranormalnych.
Nacisnęłam szklaną płytkę oznaczoną prostym symbolem- trójkątną tarczą. Zaraz potem pojawił się zarys drzwi. Pchnęłam je lekko.
-Zapamiętaj to miejsce- zwróciłam się do zdumionej dziewczyny.- Może ci się to kiedyś przydać.
-Super- mruknęła bez przekonania.
Przejście, które się pojawiło odsłoniło niewielką klatkę schodową i wijące się w górę schody.
-Czeka nas mała wspinaczka. Nie wiem jak ty, ale ja nie jestem tym zachwycona- stwierdziłam z uśmiechem.- Luksusy Kwatery nie służą nam najlepiej.
Ruszyłyśmy na górę po stromych i wąskich stopniach. Nie pasowały do wizerunku "publicznej" części budynku.
Po kilku minutach doszłyśmy na czwarte piętro- dopiero tu jest wyjście z tego małego piekła.
-Dalej możemy pojechać windą.
Korzystając tym razem z cudów techniki wjechałyśmy na dziesiąte piętro. Miałam zamiar skorzystać z pewnych źródeł informacji- Rosteny- i dowiedzieć się o co chodzi z tym zamieszaniem.
Gdy zapukałyśmy do jej gabinetu okazał się być pusty. Jednak nasza uwagę od nieobecności agentki odwróciły hałasy dochodzące z niższego pietra.
-Mogę się założyć, że to jest źródło naszych problemów- powiedziałam do Esmeraldy, która bez sprzecznie się ze mną zgodziła.
Po kolejnej jeździe zmalałyśmy się na dziewiątym pietrze. Znajdowały się tu sale treningowe, które podczas naszej ostatniej wizyty wyglądały nieco inaczej. Delikatnie mówiąc.
-Boże, co się tu stało?- spytałam samą siebie.
-Również chciałabym to wiedzieć.
Rozejrzałyśmy się po zdezelowanej sali. Ślady po kulach, poprzewracane stojaki z bronią, liczne strzelby i noże porozwalane na podłodze wskazywały na bojkę. W tym przekonaniu utwierdzili mnie ludzie skuci i pilnowani przez agentów. Co do nich... Zauważyłam tu kilka znajomych twarzy...
-Rostena!- zawołałam do czarnowłosej kobiety, rozmawiającej z Noctourn' em.
Razem z Esme ruszyłyśmy w ich kierunku.
-Co się tu stało?-spytała dziewczyna.-Sala wygląda jakby...
-Odbył się tu prawdziwy pojedynek?- dopowiedział Skorpion, który pojawił się z niewiadomo skąd.-Tak mniej więcej było.
-Ale kto.. z kim?
-Wasi przyjaciele mieli małą utarczkę z naszymi więźniami.
-Kto?- Esme uprzedziła mnie w pytaniu.
-Sebastian i Shayera. Z tego co zrozumiałem to jej starzy znajomi.
-Czy ktoś został ranny?
-Kilka osób, ale to nic poważnego. Aniela już się nimi zajęła -odpowiedział Noctourn.
-I był jeden zgon- wtrącił z uśmiechem Skorpion.-Co?-spytał patrząc na czarnowłosego agenta.-Powinny chyba wiedzieć, prawda?
<Esme?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz