sobota, 11 maja 2013

Od Robin- CD. Sashy



Byłam już blisko.
Śledziłam ją od jakiegoś czasu. Wydawało mi się, że prędzej, czy później będzie potrzebowała pomocy. Moja intuicja jak zawsze mnie nie zawiodła.
Leżała na wznak na asfalcie. Skoczyła z dachu, a ja przybyłam sekundę po tej nieudanej próbie samobójstwa.
Ktoś obserwujący akcję z boku mógłby uznać, że nie mam współczucia idąc wolno w stronę dziewczyny i nie próbując jej ratować.
Podchodziłam do całej sprawy neutralnie, ponieważ wiedziałam, że żyje. Zaskakiwała mnie swoją wytrzymałością. Dotknęłam lekko jej umysłu. Sasha.
Dobra, mimo, że jej płuca wciąż wdychały tlen, serce pompowało krew, a mózg pracował, czerwona plama, w której leżała, zaczynała się powiększać.
Przyspieszyłam kroku. 
Niespodziewanie Sasha podniosła się, drżąc i zajrzała do plecaka. Po chwili już biegła przed siebie.
Stanęłam jak wryta i odprowadziłam ją wzrokiem, póki nie zniknęła za najbliższym budynkiem . Dziewczyna biegła, jakby od tego zależało jej życie. Ech, co za dosadne porównanie. Wyglądało to trochę jak scena z kiepskiego horroru; uciekająca przerażona dziewoja i nie ekologiczne marnowanie kechupu na pozostawiane przez nią ślady. 
Brakowało goniącego jej potwora. Cóż, chyba mi przypadła w udziale ta rola. Ruszyłam za nią truchtem.
Biegła szybko, na oślep, skręcając tam, gdzie widziała drogę ucieczki. Ja korzystałam z licznych skrótów, by móc nadążyć za tym szaleńczym maratonem.
Poczułam, że przestała się przemieszczać. Cofnęłam się do ostatniej alejki i wyjrzałam zza rogu.
Pierdoła leżała żałośnie na ziemi. Znowu. Szybko się zebrała i zaczęła wkładać porozsypywane rzeczy do plecaka.
Znalazłam się koło niej i podałam klucze leżące obok jej nogi. Wzięła je, nawet na mnie nie spojrzawszy i wcisnęła głęboko, na samo dno torby.
Rany. To się nazywa szok.
Kucałam z wyciągniętą wciąż (teraz już pustą) ręką myśląc intensywnie, jak delikatnie zaznaczyć swoją obecność. . . 
Na szczęście problem rozwiązał się sam. Sasha skończyła pakować rzeczy i chyba w końcu poczuła, że nie jest sama. Podniosła na mnie wzrok. Miała oczy płochliwego jelonka.
Jezu Chryste.
- Zanim zaczniesz uciekać – stop. Naprawdę, kiedyś się zdenerwuję i nie pozwolę sobie więcej przerwać.
Sasha wrzeszczała. Kiedy skończyło jej się powietrze wzięła kolejny oddech i wydarła się jeszcze raz.
Zdecydowanie za głośno. Użyłam moich zdolności, spojrzałam jej w głąb oczu, a zarazem umysłu. Dostałam się do ośrodka nerwowego, uśpiłam parę zmysłów i dziewczyna zemdlała. Chociaż estetyczniej można byłoby to nazwać Błyskawiczny Przejście W Stan Hibernacji.

[…]

Siedziałam pod blokiem, oparta o niego plecami. Sasha leżała skulona obok mnie. Głowę trzymała na moich kolanach. Zaczęłam ją głaskać uspokajająco po włosach i powoli budzić, wysyłając jasne komunikaty prosto do mózgu. Odetchnęłam dopiero wtedy, gdy otworzyła oczy i potoczyła przerażonym wzrokiem dookoła.
Zerknęłam na nią z góry.
- Witaj wśród żywych – mruknęłam.
- C-co? – wydukała zdezorientowana. Chyba właśnie zdała sobie sprawę, że na mnie leży. 
Zakłopotana usiadła i zbadała wzrokiem okolicę.
- Próbowałaś się zabić. Oto, co tutaj robisz – uprzedziłam jej pytanie. Miałam trochę wyrzutów, że zaglądam w jej myśli, ale nie miałam siły zgadywać, co chodziło jej po głowie. 
Pewnie maszerowała armia ołowianych żołnierzyków. Nie dziwię się – przeżyć upadek z piątego piętra. Szacunek, że wciąż kojarzy.
Spojrzała na mnie, jak na debilkę. No, powiedzmy, że do wszystkiego można się przyzwyczaić.
- Wyszłaś przez okno na dach. A później po prostu spadłaś. Czy raczej zeskoczyłaś, rzuciłaś się. Nieważne. Cud, że żyjesz. Miałaś szczęście, że byłam w pobliżu. Następnym razem uprzedź mnie, zanim zrobisz coś równie szalonego. Będę wdzięczna – odpowiedziałam lekko rozbawiona.
Przez chwilę trawiła to, co jej powiedziałam. Zmarszczyła czoło. Intensywne myślenie po takim wypadku to niezbyt dobry pomysł. 
Zaburczało mi z głodu, a dziewczyna odruchowo złapała się za własny brzuch, wyczuwając bandaże i wbijając we mnie pytający wzrok.
- Krwawiłaś – wyjaśniłam. – Zrobiłam ci prowizoryczny opatrunek. Dobra, zbieramy się.
Wstałam i otrzepałam spodnie.
- Jak to. . . Gdzie? – podniosła lekko wystraszony głos, gdy złapałam ja za ramię i postawiłam na nogi.
Skrzywiłam się,
- Nie bój się, jestem po twojej stronie – zerkała podejrzliwie. Westchnęłam. – Dobra, słuchaj. Obserwujemy cię od jakiegoś czasu. Masz coś, co nas interesuje – zrobiłam pauzę, by podkreślić to, co powiedziałam. Wyglądało na to, że nie rozumiała. – Chodzi mi o twoje zdolności – podpowiedziałam i w końcu załapała. – To organizacja pozarządowa, która zrzesza takich ludzi, jak my. Służymy swoimi umiejętnościami, w zamian dostajemy wszystko za darmo; wyżywienie, zakwaterowanie, wykształcenie oraz odpowiedni trening. Z agencją czeka cię świetlana przyszłość.
Z pewnością ją zaciekawiłam, ale chyba nie wystarczająco. Domagała się więcej. 
Widziałam to po jej twarzy.
- To nie jest rozmowa na teraz. Wszystkie informacje są ściśle tajne, reszty dowiesz się w swoim czasie. Jeśli ci się nie spodoba, możesz odmówić.
Nie, jednak chyba nie. Przynajmniej znając wyprzedzających wydarzenia członków Tarczy oraz dar przekonywania Ash’a. . . Raczej nie miała nic do gadania. Po spotkaniu z przedstawicielami zmieni zdanie. Na pewno.
Uśmiechnęłam się sarkastycznie. Było mi jej trochę szkoda. Ale wierzyłam w jej siłę. W końcu nie każdy rzuca się z budynku, podnosi z asfaltu i żyje dalej, nie zważając na dziurę w brzuchu wielkości piłeczki do tenisa.
Przeszłam parę kroków i odwróciłam się. Dziewczyna stała tam, gdzie poprzednio. Nie zareagowała na mój zachęcający gest. Ani drgnęła.
Boziuniu. . . w agencji zapłacą mi za ten stracony czas. Myśleli, że wysyłanie do werbowania rówieśników będzie dobrym pomysłem, ale jednak nie. Dam im to do zrozumienia przy najbliższej okazji.
Dobra, po kolei.
- Wszystko będzie dobrze. Spotkasz przyjaznych ludzi i odwiedzisz jedno fajne miejsce. Co ci szkodzi? Specjalnie cię ratowałam. Wiesz, że nie odejdę bez ciebie. Nie karz mi na siebie czekać – poprosiłam. Starałam się być zachęcająca. – Hej, Sasha! Nie masz nic do stracenia, jak my wszyscy. – wyciągnęłam w jej kierunku dłoń. Miałam nadzieję, że ją chwyci. Nie wiem, co pocznę, jeśli tego nie zrobi. W zanadrzu miałam już parę wariantów, ale wszystkie były zbyt drastyczne.
Nad nami przeleciał helikopter i przycupnął na dachu. Spojrzała w górę i zbadałam go myślami.
Jak ci idzie? ~Nocturn.
Stójce, gdzie stoicie. Nie daruję wam, jeśli spaprzecie tą akcję. ~
Okey, jasne. Czekamy ~
- Transport już czeka. Specjalnie na ciebie. No to jak, zaufasz mi?
Dłoń cały czas trzymałam przed sobą i zmuszałam się do uśmiechu.

<Sasha?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz