Biegłem ciemną uliczką. Padał deszcz. Nigdzie nie było żywej duszy. Odkręciłem się by zobaczyć czy ktoś za mną biegnie. Czarna zakapturzona postać ciągle była za mną. Prawie mnie doganiała. Dzieliły nas dosłownie dwa metry. Nagle potknąłem się i upadłem w błotnistą kałużę. Postać podeszłą do mnie i podniosła za kołnierz. Dopiero teraz mogłem przyjrzeć się twarzy. Po chwili oczy zmieniły kolor na krwisto czerwony a po twarzy zaczęły spływać strugi krwi. Złapał mnie za gardło i coś powiedział w z niezrozumiały dla mnie języku.
Błyskawicznie się obudziłem. Cały byłem mokry. Odgarnąłem włosy z czoła i usiadłem na łóżku. Dotarło do mnie że to był tylko zły sen. Rozejrzałem się po pokoju. Rufus leżał mi w nogach i gdy się poruszyłem obudził się i spojrzał się na mnie nasłuchując każdy dźwięk. Przetarłem twarz dłońmi. Następnie spojrzałem na zegarek. Wskazywał trzy minuty po pierwszej. Wstałem z łóżka i przeszedłem do łazienki biorąc zimny prysznic.Ubrałem się i wziąłem z szafki portfel
- Chodź Rufus - zwróciłem się do wilczura
Pies zeskoczył z łóżka i posłusznie poszedł za mną. Wyszliśmy z mieszkania i poszliśmy na miasto.
- Pewnie jesteś głodny - powiedziałem patrząc się na owczarka. Ten uniósł lekko głowę na potwierdzenie.
Po drodze zaszedłem do sklepu i kupiłem coś na śniadanie. Poszliśmy do parku i usiadłem na ławce. Przymknąłem oczy i siedziałem tak w milczeniu. Z zamyślenia wyrwało mnie szczekanie i warczenie Rufusa
- Co jest piesku? - rozejrzałem się wokoło lecz nikogo nie dostrzegłem
Podniosłem się z ławki. Wyciągnąłem z kieszeni bluzy piłkę tenisową i rzuciłem Rufusowi. On nawet nie drgnął. Stał blisko mnie i nie przestawał się gapić w to samo miejsce
- Przecież tu nic nie ma - powiedziałem i dałem krok naprzód. Pies złapał mnie za nogawkę i nie puszczał. Próbowałem go uspokoić pogłaskałem go po głowie i próbowałem uwolnić nogawkę. Zaczął coraz głośniej warczeć. Zacząłem teraz poważnie się martwić.
- Mądrego masz psa - powiedział jakiś głos wyłaniając się z cienia
Rufus zaczął mnie ciągnąć do tyłu
- Nie uciekaj - powiedział po chwili
- Nie uciekam - odpowiedziałem trochę poirytowany
Mężczyzna podszedł bliżej
- Pójdziesz z nami - zza drzewa wyszła druga postać, tym razem kobieta.
W mroku trudno było cokolwiek dostrzec. Pies nie dawał za wygraną ciągnął coraz mocniej i coraz głośniej warczał. Dałem krok do tyłu. Przeczucie mówiło mi że powinienem zacząć uciekać ale byłem ciekawy co to za dwójka.
- Dymitr Bielkow, do usług - przedstawił się jakby czytał mi w myślach
- Rozalinda Sharp "Rostena" - dostrzegłem lekki uśmiech na twarzy kobiety
- Pójdziesz z nami - oświadczył
- Kto tak powiedział? - prychnąłem
- Ja
- Nic z tego...
- A chcesz się przekonać? - szepnął mi ktoś do ucha.
Odwróciłem się i zobaczyłem jeszcze jedną kobietę która stała obok mnie. Po chwili pojawiły się jeszcze kolejne dwie postacie. Nie chciałem ryzykować. Rzuciłem się szybko do ucieczki. Pognałem ścieżką prosto w kierunku miasta. Dobiegłem do ciemnej uliczki. Przy mnie biegł Rufus. Nie odstępował mnie na krok. Znaleźliśmy się w ślepym zaułku. Po kilku sekundach nadbiegli pozostali z parku.
- Rufus nie!! - krzyknąłem widząc jak pies się rzuca na jedną z postaci. Usłyszałem krótki pisk i po chwili Rufus leżał na ziemi
- Co mu zrobiłeś?! - krzyknąłem próbując uderzyć go z pięści w twarz. Facet zrobił unik i po chwili trzymał mnie jedną ręką głową do ziemi
- Nic mu nie będzie - zapewnił - Jutro go zobaczysz
- Czego wy od nas chcecie?!
- Chcemy abyś z nami poszedł - zaśmiał się próbując mnie utrzymać, cały czas próbowałem się mu wyrwać
(C.D.N)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz