wtorek, 7 maja 2013

Od Samanty- Cz.2.- "Pierwszy dzień"

Z początku byłam zagubiona i oszołomiona panującym tu przepychem. Muszę przyznać, że całe to zdobnictwo onieśmiela.
Możliwe, że większość budynków tak wystrojonych wyglądała by tandetnie, ale ten jedynie zachwycał.
Błądziłam po korytarzach przez kilka minut nikogo nie spotykając  Wkurzałam się  bo nie mogłam niczego sprawdzić- Noctourn mnie zablokował. Nigdy nie sądziłam, że będę tęsknić za swoim "darem".
-Dobra Sahib- zwróciłam się do wilczura.- Wytrop kogoś. Szukaj! No już!
Pies nie zareagował. Wpatrywał się we mnie swoimi wielkimi, brązowymi ślepiami jakby nie rozumiejąc.
-No tak-załapałam.-Zwykle polecenia wysyłam ci myślami. Nawet jak mówię.-Westchnęłam.- Będziemy musieli nad tym popracować.
Nagle Sahib szczeknął niespokojnie wpatrując się w coś za mną. Odwróciłam się. Zobaczyłam sprawcę wszystkich moich dotychczasowych problemow.
-Odblokuj mnie!-rzuciłam wściekła.
-Spokojnie. Uspokój te myśli. Musisz się nauczyć panować nad sobą. To podstawa u telepaty.
-Nie mów mi co mam robić! Świetnie sobie radzę bez twoich rad-warknęłam.- a teraz odblokuj mnie czy co tam . W każdym razie odwróć to co zrobiłeś.
-Jesteś pewna? -spytał z zagadkowym spojrzeniem.- To może być.. nieprzyjemne.
-Tak, jestem pewna.
Zanim skończyłam mówić w głowie zaroiło mi się od tysięcy myśli. Obcych myśli. Upadłam na podłogę; w uszach zaczęło mi szumieć, a w przed sobą zaczęłam widzieć czarne plamy. Ból rozsadzał mi czaszkę. Wszystko ustało równie szybko jak się zaczęło. Leżałam skulona na podłodze dysząc ciężko. Sahib podszedł do mnie i zaczął trącać mnie w ramie wilgotnym nosem.
-Co..Co mi zrobiłeś?-wydusiłam z siebie z trudem.
-To co chciałaś. Odblokowałem cię.-Powiedział to bez kpiny w głosie jakiej się po nim spodziewałam, ale ze współczuciem i ojcowską przyganą. Jakby mnie pouczał.
Bielikow podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Duma podpowiadała mi by ja odepchnąć, ale rozsądek kazał przyjąć pomocną dłoń.
Wstałam z jego pomocą; nie było to łatwe bo wciąż kręciło mi się w głowie.
-Przepraszam- powiedziałam cicho.
Kiwnął głową na znak, że zrozumiał.
-Chodź. Przedstawię ci kilku agentów.
-A co z...moimi zdolnościami?-spytałam z wahaniem. Nie chciałam powtórki z tego co było przed chwilą.
-Wszystko w swoim czasie.
Ruszyliśmy. Prowadził mnie krętymi korytarzami. Przez jakiś czas próbowałam zapamiętać drogę, ale szybko dałam sobie z tym spokój.
 Odezwałam się po dłuższym czasie:
-Hm..Noctourn?-Nie wiedziałam jak się do niego zwracać.
-Tak?
-Czy słyszysz moje myśli?
-Tak.
-Wszystkie?
-Nie. Nie zagłębiam się w obszary gdzie się blokujesz. A masz tego sporo.
Znowu szliśmy przez chwilę w milczeniu, ale w końcu znów się odezwałam:
-Jak to wczoraj zrobiłeś?
-Co?
Westchnęłam zirytowana.
-Wiesz "co". Ukryłeś obecność swoja i ich. Nie mogłam was wykryć. Nawet Sahib miał z tym problemy.
-To kwestia treningu. A co do Sahiba..-powiedział spuszczając wzrok na posłusznie podążającego za mną psa.- Nieco go otumaniłem.
-Użyłeś Wpływu, prawda?
Uśmiechnął się.
-Trochę inaczej to nazywam, ale..tak. Użyłem Wpływu.
Chciałam zadać kolejne pytanie związane z naszymi wspólnymi zdolnościami, ale właśnie weszliśmy do windy , w której było już kilka osób. Na nasz widok przywitali się przyjaźnie z Noctourn'em a mnie posłali ciekawskie spojrzenia i przyjazne uśmiechy. Spróbowałam zrobić dobrą minę, ale wyszła mi jedynie parodia uśmiechu.
Podczas gdy Bielikow wybierał piętro (wcisnął guzik "-6", co oznaczało, ze mamy do przejechania 11 pięter w dół ) z gróbki wyłoniła się wysoka i zgrabna blondynka.
-Nazywam się Jennifer Cheyenne, pseudonim Nina. Jesteś tu w ramach projektu "Paranormalni", prawda?
-Tak-odpowiedziałam z wahaniem.- Nazywam się Samanta Montgomery. Bez pseudonimu.
Spojrzała na mnie rozbawiona mimo, że żarcik nie zupełnie wypalił.
-Nina będzie cię szkolić-wtrącił Noctourn.- Geografia, fizyka, sztuka...Takie tam- wyjaśnił.
-Dobrze wiesz, ze to nie jest "takie tam". Czasem od wiedzy agentów zależy ich życie- powiedziała Nina ostrym głosem.- Nie powinieneś tego lekceważyć.
-Nie lekceważę-zaprzeczył z uroczym uśmiechem.- Jest jednak tego zbyt dużo, by wszystko jej wyjaśniać.
Kobieta nie odpowiedziała  bo winda właśnie się zatrzymała , najwyraźniej na piętrze gdzie chciała wysiąść. Posłała mu jedynie ostre spojrzenie, a mnie obdarzyła konspiracyjnym mrugnięciem. Musiałam zagryźć wargi, by nie wybuchnąć śmiechem. 
Spojrzałam na przyciski z pietrami: ten  podświetlony wskazywał "2". Jeszcze osiem poziomów.
-Noctourn? Gdzie jedziemy?
-Już mówiłem-odparł poirytowany, bo przerwałam mu rozmowę.- Poznasz kogoś.
Gdy zatrzymaliśmy się po raz kolejny oznaczenia wskazywały piętro -3. Sahib, który do tej pory siedział posłusznie koło mojej nogi zaczął cicho popiskiwać zwracając na siebie uwagę zebranych. Chciałam go uspokoić przesyłając mu kojące myśl,  jednak z powodu tymczasowych braków zdolności nie było to możliwe. Poklepałam go pocieszająco po łbie.
Dwie minuty później byliśmy już na miejscu. Szarawy wilczur z radością wybiegł z ciasnego pomieszczenia.
Z windy wyszły z nami jeszcze dwie osoby- mężczyźni ubrani w białe płaszcze. 
-Gdzie jesteśmy?
-Zaraz się przekonasz.
Zaczynała mnie nieźle wkurzać jego małomówność i udzielanie nieścisłych odpowiedzi.
-Hej, uważaj o czym myślisz- zganił mnie.
-Hm? Nie mam pojęcia o czym mówisz-odpowiedziałam z miną niewiniątka  chociaż wiedziałam, że on wie, że ja kłamię.
Westchnął zrezygnowany. Najwyraźniej trafnie odczytał moje myśli.
Z powrotem skupiłam się na drodze. Tutaj wnętrze było inne- również luksusowe, ale tutaj dominował raczej sztywny, służbowy styl.
-Proszę, nie pytaj- powiedział zanim zdążyłam się odezwać.- Wszystkiego dowiesz się później.
Zrobiłam zrezygnowaną i rozczarowaną minę, mimo to zaczynałam go lubić. 
-Samanto? Naucz się pilnować swoich myśli-poradził rozbawiony.
Moją twarz oblał purpurowy rumieniec.
-Niby jak? Przecież zablokowałeś moje zdolności-powiedziałam z wyrzutem.
Szatyn zatrzymał się tak nagle, ze prawie na niego wpadłam.
-Hej, o co cho..
Przerwał mi w pół zdania:
-Musisz się nauczyć panować nad sowimi pierwotnymi zdolnościami, które może wyćwiczyć każdy. Każdy- nawet ci bez żadnych paranormalnych zdolności  A ty je masz, więc naucz się z tego korzystać- powiedział tonem surowego rodzica.- Po za tym zablokowałem tylko odbieranie i przekazywanie myśli.
Znów ruszył nie czekając na mnie. Dobra, cofam tamto o tym, że prawe go lubię. Teraz jedynie jestem na niego wściekła.
-Jeżeli zablokowałeś mi jedynie "odbieranie i przekazywanie myśli"- zaczęłam naśladując jego ton- to dla czego nie mogę wytworzyć tarczy wokół umysłu?
-Bo nie wierzysz, że potrafisz. Do tej pory uważałaś, że odciąłem cię zupełnie od zdolności. Ale tak się nie da. 
Spojrzałam na niego skołowana.
-Czyli, że teraz mogę się od ciebie ochronić?
-Jeśli stworzysz dostatecznie silna barierę- powiedział z uśmiechem.
Spróbowałam się na tym skupić. 
Powtarzałam te same czynności co zawszę- seria głębokich wdechów, oczyszczenie umysłu teraz to było zdecydowanie łatwiejsze), wyobrażenie sobie grubej ściany odgradzającej mnie od wszystkiego.
-I jak?
-Nic.
-Udało się?-spytałam podekscytowana.
-Nie.-Mój entuzjazm nagle osłabł.- Musisz poćwiczyć.
-Przecież robiłam to już nie raz!-powiedziałam z wyrzutem doganiając go.
-Tak, ale sporo ostatnio przeszłaś. W dodatku mimo braku objawów wciąż możesz odczuwać negatywne skutki alkoholu.
-Oh-wydałam jęk rozczarowania.
-No, jesteśmy na miejscu.
Noctourn pchnął metalowe drzwi i wszedł do dużego pomieszczenia. Przypominało ono magazyn. Lub wysypisko śmieci. Wszędzie walały się jakieś przedmioty- na stołach, podłodze. Po prawej stronie stał rząd samochodów w różnym stanie- jedne były zniszczone, a  inne świetnej jakości. Po przeciwnej stronie stały maszyny, których przeznaczenia nie byłam w stanie odgadnąć.
-Hej, Crovley!- zawołał Bielikow.
Spod jednej z maszyn wyczołgał  się dobrze zbudowany, wysmarowany smarem mężczyzna.
-Noctourn? Dawno cię tu nie było- powiedział podchodząc.
-Miałem masę spraw na głowie. A poza tym nie działam już aktywnie.
-Tak, zrezygnowałeś- stwierdził obcy z kwaśną miną.- A kogo tutaj mamy?-spytał zwracając uwagę na mnie.
-Przyszłość agencji-powiedział Bielikow.
-Samanta Montgomery- przedstawiłam się.
Dokładniej przyjrzałam się mężczyźnie. Był wysoki i umięśniony. Długie, jasne włosy związał niedbale. Pas z narzędziami zwisał mu luźno na biodrach. Wyglądał na człowieka niechlujnego, ale coś w jego ciemnych oczach wskazywało na jego inteligencję. 
-John Crovley- powiedział ściskając moja dłoń.- Konstruktor.
- Ty to wszystko zmajstrowałeś?
-Nie wszystko, ale większość-powiedział ze skromnością.-Konstruuję różne gadżety dla agencji...
-Czym bardzo nam pomaga-zauważył Noctourn.
Rozmawialiśmy jeszcze przez kwadrans, kiedy Bielikow oznajmił, że musimy się zbierać.
-O co chodzi?-spytałam gdy wsiadaliśmy do windy.
-Resztę agentów poznasz później-powiedział ignorując moje pytanie.-Rostena chce cie widzieć.
-Czemu?
Uśmiechnął się. 
-Chyba nie jesteś już tutaj jedyną z paranormalnych.
-No oczywiście-stwierdziłam kwaśno.- Jesteś jeszcze ty.
Mężczyzna roześmiał się.
-Twoje poczucie humoru jest niesamowite.
-Chyba nadrabiam nim za ciebie. Co się stało?
-Przekonasz się na miejscu-powiedział wciskając przycisk z 10.
Przez dwadzieścia długich minut jazdy windą mimo moich nalegań nie udzielił  mi odpowiedzi. Sahib przez ten czas o mało nie zwariował. Krążył po windzie miedzy poirytowanymi ludźmi. 
Gdy dotarliśmy na nasz poziom Noctourn poprowadził mnie szerokim korytarzem. Stanął przed 
dużymi drzwiami z tabliczką z imieiem Rosteny.
-To jej biuro? 
-Tak.
-Kto tam jets?
-Przekonasz się.
Nie czekajac na moją odpowiedź otworztył drzwi i wpuścil mnie do środka. Weszłam nieśmiało do dużego pomieszczenia. Było eleganckie jak cała reszta- może z wyjątkiem piętra -6.
-Witam ponownie Samanto-powiedziała wesoło czarnowłosa agenka.- Chciałabym ci kogoś przedstawić.

<Ma ktoś chęć by dokończyć?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz