wtorek, 7 maja 2013

Od Mai – "Tarcza" -C.D. Samanty


Była północ. Chodziłam po Central Parku, a Ryuuk latał nisko nade mną. Większość mieszkańców Voglio już przestało się dziwić na widok jastrzębia latającego po mieście. Usiadłam na ławce i gwizdnęłam cicho. Ryuuk zniżył lot i po chwili wylądował miękko na moim ramieniu. Podrapałam go palcem po brzuchu, a on zadowolony kłapnął dziobem. Rozejrzałam się dookoła. Co tydzień przychodzę tu w nocy, by się wyciszyć i w razie potrzeby wyładować nakumulowaną we mnie magię przykładowo przenosząc wielkie kamienie służące za pomniki lub ozdoby. Dzisiaj jednak nie czułam takiej potrzeby. Patrzyłam pusto w przestrzeń, rozmyślając. Dzisiaj prawie zabiłam człowieka. Szef z pracy wkurzył mnie dzisiaj, wypominając, że za wolno pracuję. Projektowałam dla niego różnego rodzaju ulotki i reklamy. Mimo że byłam najszybszą jego pracownicą, wciąż był niezadowolony. Powiedziałam, żeby go piorun trzasnął. Wiem, słaba groźba, ale skuteczna. Ledwo wyszedł z budynku, kilkanaście tysięcy woltów uderzyło w jego nadęty, łysy łeb. Na szczęście przeżył. Ciekawe, czy się domyśli...?
Moje rozmyślania przerwał niespokojny skrzek Ryuuka. Stałam się czujna. Zaczęłam nasłuchiwać i dokładnie przeczesywać wzrokiem okolicę. Czułam, że jastrząb jest spięty.
- Leć – szepnęłam cichutko tak, by tylko on mnie usłyszał. – Szukaj ich.
Ptak po chwili wahania odbił się od mojego ramienia lekko wbijając w nie pazury i wzbił się w niebo krążąc nad parkiem. Czułam na sobie czyiś wzrok. Więcej niż jednej osoby. Spięłam się i zmrużyłam oczy. Po minucie ciszy Ryuuk z powrotem wylądował mi na ramieniu. Wpatrywał się teraz tylko w jeden punkt- tuż przede mną. Wstałam i stanęłam przodem do wielkiego, rozłożystego dębu, za którym prawdopodobnie ktoś się ukrywał. Ufałam Ryuukowi.
- Wyjdź - powiedziałam stanowczo. Zza drzewa wyszły dwie postacie. Kobieta o długich lekko falowanych czarnych włosach i blondyn w średnim wieku. Śmierdział. Ryuuk obrócił w tył głowę. Czułam, że za mną stoi kolejna postać. Podrapałam palcem jastrzębia po brzuchu, by go uspokoić. Sama byłam spokojna. Patrzyłam na chodnik z lekko przekrzywioną głową. Byłam częściowo otoczona. Lecz wychodziłam już z większych opresji. Pod rozpuszczonymi włosami ukryta była moja katana. W razie czego mogę się bronić. Nagle poczułam jak mój umysł ogarnia chłód. Zamarłam. Był to jakiś nacisk, tajemnicza siła. Próbowałam z tym walczyć. Ale nacisk był coraz silniejszy. Nagle zrozumiałam: telepaci. Czytanie książek się opłaca.
- Sā* – syknęłam. Nacisk ustał. Spojrzałam zirytowana na kobietę. Wyczuwałam, że ona nimi dowodzi. – Możecie przestać grzebać mi w mózgu? – warknęłam. Ta zmarszczyła czoło zmieszana.
- Przepraszamy za to najście... Chcieliśmy z tobą porozmawiać w pewnej sprawie – powiedziała, a ja zaśmiałam się bez humoru cicho.
- Jak wiele osób, lecz ja nie jestem skora do rozmów – odparłam i skierowałam się w kierunku wyjścia z parku. Osoba stojąca wcześniej za mną zagrodziła mi drogę. Był to około trzydziestoletni, czarnowłosy mężczyzna w czarnym płaszczu z postawionym kołnierzem. Chwycił mnie za ramię. Ryuuk nastroszył się i rozłożył groźnie skrzydła skrzecząc ostrzegawczo. Rzuciłam facetowi wściekłe spojrzenie.
- Noctourn, puść ją – powiedziała kobieta podchodząc bliżej. Mężczyzna o przezwisku Noctourn poluźnił uścisk, a ja się wyrwałam. Nie uspokajałam Ryuuka.
- Czego? – spytałam mrużąc oczy.
- Może poszłabyś z nami, a ja bym ci wszystko po drodze wyjaśniła? – zaproponowała ignorując mój gniewny ton. Uniosłam kpiąco brew.
- Cóż... chcemy zwerbować cię do tajnej agencji ochronnej o nazwie Tarcza. Prowadzimy tam projekt „Paranormalni”. Werbujemy ludzi takich jak ty, z paranormalnymi zdolnościami, by nasza firma mogła się rozwijać. Mamy już kilku członków i chcielibyśmy, byś również do nas dołączyła.
- Czemu? – spytałam po prostu.
- W zamian otrzymasz wykształcenie, ponieważ Tarcza was będzie szkolić, luksusowe mieszkanie, wysoką płacę miesięczną po opuszczeniu agencji, pewną, stabilną przyszłość... – zamyśliłam się. Kobieta mówiła szczerze. Czułam to. Uniosłam podbródek.
- Przedstawisz się?
- O, racja. Nazywam się Rozalinda Sharp, ale mów mi Rostena. To jest Dymitr Bielikow, czyli Noctourn – wskazała głową ciemnowłosego mężczyznę, a ja przewróciłam w duchu oczami. Uśmiechnął się lekko. – A to z kolei Romuald Traugutt, Cryptic – kiwnęłam głową do blondyna.
- I jak, zgadzasz się? – spytała Rostena. Patrzyłam na nią przez chwilę w milczeniu. Po jakiejś minucie kiwnęłam głową.
- Ale Ryuuk idzie ze mną – powiedziałam znów drapiąc jastrzębia po brzuchu. Uspokoił się, choć wciąż nieufnie spoglądał na obcych. Rostena kiwnęła entuzjastycznie głową.
- Oczywiście. Twoje rzeczy już są na miejscu, więc nie musisz przejmować się pakowaniem – znieruchomiałam i spojrzałam gniewnie na Rostenę.
- Ktoś był u mnie? – spytałam cicho. Kiwnęła głową.
- Przepraszam, że tak od razu, ale goni nas czas. Zapewniam, że wszystko będzie na miejscu w nienaruszonym stanie – powiedziała.
- Mam nadzieję – mruknęłam. Noctourn poprowadził nas do sporego czarnego wozu. Jechaliśmy w milczeniu. Po około dwudziestu minutach jazdy dojechaliśmy na miejsce. Był to wielki budynek jakiejś firmy rządowej. Uniosłam brew, ale wciąż milczałam.

***

Zaprowadzili mnie do mojego pokoju. Po drodze mijaliśmy różnych ludzi, którzy patrzyli na mnie z ciekawością i uśmiechali się przyjacielsko. Nie reagowałam na to. Parłam przed siebie.
W środku rzeczywiście było luksusowo. Wielki, miękkie łóżko, duże okno z widokiem na miasto, spora szafa, kilka drewnianych, ładnych kredensów, biblioteczka w połowie zapełnioną książkami i stolik nocny. W kącie stało piękne, dębowe biurko z moim laptopem, telefonem i tabletem. Zajrzałam do łazienki. Jasne kafelki, gigantyczna wanna, ogromny prysznic, marmurowy blat, lustro na pół ściany. Raj.
- Za godzinę przyjdzie Cryptic i zaprowadzi cię do mojego gabinetu, dobrze? – kiwnęłam głową nie odrywając wzroku od pokoju. Drzwi zamknęły się cicho. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją. W środku były już poukładane moje rzeczy. Identycznie jak w moim starym mieszkaniu. W szufladzie po kupką ubrań był ukryty mój pistolet. Sprawdziłam magazynek: pełny. Zmarszczyłam lekko czoło. W drugiej szufladzie były rzeczy dla Ryuuka. Skórzana rękawica i „kaptur” na głowę zasłaniający oczy. Do tego kilka gumowych zabawek i gadżetów. Byłam zadowolona. Wszystko przynieśli. Jastrząb sfrunął z mojego ramienia i wylądował na łóżku. Poszłam jego śladem i położyłam się wygodnie.

***

Godzinę później przyszedł Cryptic i poprowadził mnie labiryntem korytarzy do wielkiej widny. Nie rozmawialiśmy, bo i nie było o czym (przynajmniej według mnie). Po minucie staliśmy pod dębowymi drzwiami. Zapukałam.
- Proszę wejść! – usłyszałam głos Rosteny. Weszłam. Na mój widok uśmiechnęła się. – O, dobrze, że jesteś. Za chwilę przyjdzie kolejna uczestniczka projektu :Paranormalni”. Chciałabym, byście się poznały – powiedziała, a ja kiwnęłam głową. Ryuuk kręcił się lekko na moim ramieniu.
Po paru minutach do pomieszczenia wszedł Noctourn i jakaś dziewczyna.
- Witam ponownie Samanto - powiedziała wesoło agentka. - Chciałabym ci kogoś przedstawić. To jest Mai. Mai, to Samanta, jedna z pierwszych uczestniczek naszego projektu – kiwnęłam dziewczynie głową na powitanie.
- Czemu chciałaś nas ze sobą poznać? – spytałam Rostenę cicho.

<Samanto, dokończysz?>

* Sā - jap. Przestań

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz