środa, 8 maja 2013

Od Shayery- C.D.


Na szczęście udało mi się uciec. W ciągu półgodziny przebiegłam kilka kilometrów,wreszcie stając z powody lekkie zadyszki.-Straciłam formę-zkarciłam się w myślach. Jednak musiałam przyznać,że kiedyś pokonywałam kilkanaście,czasem kilkadziesiąt kilometrów biegiem bez większego wysiłku(ten pojawiał się powyżej czterdziestu). 
Teraz szłam równo i harmonijnie,swoim indywidualnym tempem,choć przyznam było trochę powolne.
Właśnie mijałam jedną z kawiarenek,od których roiło się na tej ulicy kiedy mój żołądek pod wpływem smakowitych zapachów zaczął domagać się o jedzenie po kilkudniowej głodówce. Poszperałam w kieszeni spodni w poszukiwaniu jakiś monet. I znalazłam,drobne spokojnie powinno starczyć na kawę i drożdżówkę. Niepewnie weszłam do kawiarni i podeszłam do lady. Typowa kawiarnia kilka drewnianych dwuosobowych stolików,stare i nie modne markizy,biała,lśniąca lada i muzyka country dobiegająca z głośników. -Wyłączcie tą muzykę bo zwariuje-wyraziłam w myślach swój protest przeciw gatunkowi muzyki rozrywkowej. Po wejściu nie przestawałam się oglądać wokół. Na szczęście było pusto. Odetchnęłam z ulgą.
- Poproszę drożdżówkę...-spojrzałam na tablice z cenami. - Co??!! Znowu podwyżka-jęknęłam
- Rząd podnosi podatki-burknął niezadowolony pracownik.
- Szkoda,że nie jestem telepatą-pomyślałam.-Jaka ja jestem głupia. 
Pacnęłam się w czoło. Odsunęłam się od lady i starałam zebrać myśli o czymś co znajdowało się wokół mnie,jednak nie wiedziałam o czym. Choć odpowiedź była oczywista-powietrze. Poczułam charakterystyczną niebieskawą mgiełkę,którą można było zatwierdzić "scalnie" z powietrzem. Znów podeszłam do lady i ostrożnie wyciągnęłam woreczek z drożdżówką. W tym samym momencie wredny pracownik odwrócił się w moją stronę twarzą. Jego wielkie oczy wydawały się mnie przewiercać do głębi. Chciałam wyjść jednak gdy pociągnęłam woreczek,ten rozerwał się i jedzenie spadło na ziemię.-To po mnie-przełknęłam ślinę. Z opresjii uratował mnie szczek Lee,który zwrócił uwagę sprzedawcy.
- Sio psie,sio-rzucił i poszedł po miotłę. W tym czasie ja zdążyłam bezpiecznie wycofać się do wyjścia.
- Wcześniej się nie dało?-zapytałam suki gdy obie byłyśmy już w bezpiecznej odległości od kawiarni. Lee spojrzała na mnie z wyrzutem jakby chciała powiedzieć"Ciesz się,że w ogóle ratuje ci tyłek". Długo szłyśmy nim w spokoju mogłam odetchnąć w lesie,w cieniu drzew. Rozległy i gęsty las mieszany
- To musi być jakieś Prima Aprilis-powtarzałam sobie. - Gorzej już chyba być nie może - dodałam po chwili. Jak jednak się okazało,myliłam się i to bardzo. Kilka minut później lunął rzęsisty,nieoczekiwany deszcz,który przemienił się w burzę. Uciekałam z lasu tak szybko jak do niego przyszłam. W tej chwili bardzo żałowałam,że nie mam bluzy z kapturem. Szłam ulicą obserwując potoki wody spływającej z brukowanych ulic,mijając obojętnie różne budynki.Zamyślona nawet nie zauważyłam gdy na kogoś wpadłam.
- Prze..przepraszam-mruknęłam i nie zwróciłam uwagi na osobę.
- Nie szkodzi-usłyszałam spokojny i ciepły kobiecy głos,z zaciekawienia podniosłam wzrok. Moim oczą ukazała się szczupła,czarnowłosa kobieta po trzydziestce.
- Ki..kim pani jest?-zapytałam wprost,sama zdziwiona swoją śmiałością
- Jestem Rozalinda Sharp,przyszłam tu po ciebie Shayera-powiedziała.
- Po co i skąd zna pani moje imię?!-oburzyłam się lekko. Jak ktoś obcy może mnie znać?
- Opowiem Ci wszystko,ale..-zaczęła tajemniczo
-Zawsze musi być jakieś ale?-przerwałam jej w pół zdania. Naprawdę zaczęła mnie irytować cała ta sytuacja,który wywrociła moje"normalne" życie do góry nogami. Jednak po długich namowach zgodziłam się pojechać do miejsca docelowego z nieznajomą. Rozmiary budynku i jego potęga były oszałamiające. W kilka minut później znalazłam się w gabiniecie Rozalindy.
- Usiądź-namawiała,pokiwałam przecząco głową starając się rozgryźć nieznajomą. Od początku,czyli właściwie od momentu wejścia do budynku czułam silną obecność telepaty,a nawet kilku.
- A więc co jest grane? Po co mnie tu ściągnęłaś?-zapytałam bez emocji zkamienną twarzą.
- Jesteś niezwykła i wiesz o tym-odparła-Chcę abyś wzięła udział w programie "Paranormalni" organizowanym przez Agencję.
- Coś jak szkoła? Odpada.-rzuciłam szybko
-Dlaczego?
- Jestem typem samotnego..
-Jakoś ostatnio nie szło ci to samotne życie-przerwała mi i trafiła w samo sedno.
- A więc miałam rację,że mnie śledzicie-kobieta tylko kiwnęła głową-Wiedziałam,to wszystko to jedna ściema, chcecie tajemnicy i zaufania a śledzicie zwykłych ludzi-nie wytrzymałam i wyszłam. 
- Jesteś pewna ,że śledzimy zwykłych ludzi?-usłyszałam za sobą ten głos,ten sam co poprzednio. Wiedziałam,że był to ciemnowłosy telepata.
- W każdym razie odbieracie normalność ludziom-poprawiłam się i dalej ruszyłam w stronę windy. A potem wrócił ten ból,to mrowienie. Tylko znacznie silniejsze. Bezradna próbowałam z tym walczyć.
- Przestań!-rzuciłam w stronę telepaty- Nie uda ci się...
Zemdlałam. Wyczerpanie organizmu i wydarzenia dzisiejszego dnia trochę dopełniły dzieła telepaty. Obudziłam się chwilę później,wokół mnie stało kilka osób,szeptali coś do siebie,a mi szumiało w uszach i huczało w głowie.
- Może teraz się uspokoi-dotarł do mnie głos czarnowłosego mężczyzny.
- Nocturn,tylko nie przesadzaj następnym razem-usłyszałam też głos Rozalindy. 
- Co..co..-tyle zdołałam wyksztusić.
- Spokojnie teraz wszystko będzie dobrze-odparła kobieta.
- Dobrze będzie jeśli telepata przestanie wreszczcie mi mieszać w głowie-ryknęłam.
- Powinnaś się cieszyć trudno było mi przedostać się do twojego umysłu-powiedział z tajemniczym uśmieszkiem mężczyzna. Zamrugałam dwukrotnie, w tej chwili mój mózg nie pracował na tyle dobrze by zatwierdzić i przeanalizować te informacje.
- Więc jak już mówiłam,zostaniesz z nami by dalej się rozwijać-szybko wtrąciła Rozalinda. Wiedziałam,że nie mogę zaprotestować,przynajmniej nie oficjalnie...

Kiedy wszystko już się uspokoiło,postanowiłam "pozwiedźać" ów obiekt. Na jednym z korytarzy spotkałam kolejną nieznaną mi osobę.
<Kto chce dokończyć?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz